Oparłam się o drzewo i wzięłam głęboki wdech.
-Przecież nie usiądę teraz i nie będę płakać jak dziecko...-powiedziałam do siebie.
-Racja.
To nie wyjście z sytuacji.-odezwał się męski głos. Po moim ciele
przeszły dreszcze. Serce waliło mi jak oszalałe. „Nic się takiego
strasznego nie dzieje. Tylko jestem sama, z facetem którego nie znam, w
lesie z którego nie widzę drogi powrotnej.”-podpowiadała moa
podświadomość. Około dwudziestolatek zsiadł z wysokiego konia, którego
dosiadał.
-Niech zgadnę. Zgubiłaś się w lesie?-zapytał jakby znał prawdziwą odpowiedź.
-Nie, po prostu sobie spaceruję.-skłamałam.
-Skąd
jesteś? Nie widziałem cię tu wcześniej?-pytał z ciekawością w głosie. A
on co? Wyrósł nie wiadomo skąd i przesłuchanie mi chce urządzać. Dobra,
przyznam się... Szczerze to byłam okropnie przestraszona ale nie miałam
ochoty tego okazywać. Gdybym tylko wiedziała gdzie iść. Napotkałam
spojrzenie chłopaka.
-Dobra, zgubiłam się. Wiesz jak dojść do takiego nowego pensjonatu?
-Chyba długo błądziłaś bo to z pół godziny drogi.
-Super, dzięki za pomoc. Miło było i w ogóle.-odeszłam kawałek od niego.
-poczekaj ropucho, zaprowadzę cię tam.
Prychnęłam a w środku buzowała we mnie złość.
-Wsiadaj!-powiedział siedząc na koniu.
-Chyba oszalałeś.-mówiłam z kpiną w głosie. Moja duma została nadszarpnięta.
-Jesteś pewna, że nie wracasz ze mną?
Prychnęłam
w odpowiedzi. Chłopak odjechał przed siebie. Moja podświadomość zaczęła
mnie karcić. „Głupia jesteś, trzeba było odjechać z nim a nie błąkać
się po lesie”
* * *
Komary gryzły jak nienormalne.
Dążyłam przed siebie mając nadzieję, że w jakiś magiczny sposób dotrę do
ośrodka. Zdziwiłam się bo przede mną stał koń, ten sam którego dosiadał
tamten chłopak. Podeszłam bliżej, jednak nie zauważyłam właściciela
zwierzęcia. Przywitałam się z koniem.
-Widzę, że poznałaś już Rene.-odezwał się idący w moim kierunku chłopak.
-Tak,
jest śliczna. Wydaje się być milsza od tego płaza, który na niej
jeździ.-odrzekłam złośliwie, odwdzięczając się za nazwanie mnie ropuchą.
-Ała, ale pocisk.-położył dłoń na klatce piersiowej.
-Spójrz Rene, na tego chłopaka. Udaje, że zabolało go serce, którego i tak nie ma.
-Gdybym nie miał serca, nie rozmawiałbym z tobą.
-Gdybyś
potrafił go używać, nie byłbyś tak zadufanym w sobie
egoistą.-powiedziałam i odeszłam. Myślałam, że wybuchnę. Odjęło mu mowę i
to jest dla mnie oznaką, że wygrałam.
-1:0-wyszeptałam.
Szłam
dalej przed siebie, zaczynało się ściemniać. Byłam zła, że nie mam
zasięgu, ale cóż... „Uroki lasu”-powiedziała moja podświadomość. Znowu
się udziela. Usłyszałam za sobą szelesty, obróciłam głowę i zobaczyłam
jeźdźca na koniu, tego samego co ostatnio. Westchnęłam głośno. Już
gorzej być nie może...
-Jeśli chcesz dotrzeć chociaż na kolację radzę iść szybciej.-odrzekł.
Nie odezwałam się na jego zaczepkę.
-Mówię serio, drzewa, krzaki, dzikie zwierzęta.
Nadal milczałam a on prowadził ten swój monolog.
-Wilki, lisy, dziki...-przełknęłam głośno ślinę.
-Szkoda by było takiej ładnej buźki.-skończył a ja się zatrzymałam. Nie czułam do niego ani strachu, ani złości.
* * *
Zajęłam
miejsce za chłopakiem, choć na początku miałam z tym problem.
Jechaliśmy wolno a ja trzymałam się jego bluzy. Wyjechaliśmy z lasu po
czym się zatrzymaliśmy.
-Dzięki za podwiezienie. Cześć.-powiedziałam grzecznie i już odchodziłam.
-Zaczekaj, nie przedstawiłaś się nawet.-zatrzymał mnie w pół kroku.
-Suzan.
-Nikodem.
-Muszę lecieć, pa.
-Do zobaczenia, Suzan.
Poszłam prosto do pensjonatu. Spotkałam tam zdenerwowaną ciocię.
-Gdzież ty się błąkałaś?
-Byłam na spacerze i trochę się zgubiłam. Las jest naprawdę duży ale udało mi się z niego wydostać.
-Napędziłaś mi strachu, młoda. Jedziemy do domu.-odparła Ela.
Tak
też zrobiłyśmy. Po powrocie czekała nas miła niespodzianka. Cały
apartament błyszczał a kolacja czekała już na stole. Podziękowałyśmy
Kasi i po skończonej kolacji poszłam do pokoju. Postanowiłam zadzwonić
do Remka lecz on nie odbierał. Zmęczona zasnęłam. Kolejnego dnia poranek
był inny niż wcześniej. Obudziłam się przed dźwiękiem budzika, jakieś
dobre dwie godziny. Przeszłam się po apartamencie. Spojrzałam przez okno
i ujrzałam śpiące jeszcze miasto. Ja również, po zobaczeniu tego widoku
postanowiłam zasnąć. Przerwał mi telefon od Remka.
-Cześć skarbie, przepraszam, że cię budzę...
-Cześć, nie obudziłeś mnie.
-Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień będziesz mogła mi poświęcić.
-Ale... Jak to?
-Jestem w drodze do Warszawy. Jadę z kuzynem on ma coś do załatwienia a ja pomyślałem o tobie.
Jego
słowa wywołały we mnie euforię. Podałam mu adres cioci i szybko wzięłam
prysznic. Postanowiłam założyć sukienkę. Przy śniadaniu powiedziałam
cioci o planach spędzenia dnia z Remkiem. Nie miała nic przeciwko.
Zadzwonił dzwonek do drzwi, otworzyła Kasia. Zobaczyłam podbite oko
mojego chłopaka. Rzuciłam mu się na szyję, po czułym przywitaniu
poszliśmy do mojego pokoju. Zajęliśmy miejsce na brzegu łóżka.
-Opowiadaj jak do tego doszło.
-To nic takiego... Nie przejmuj się tym.
-Remek... Mów.-złapałam jego dłoń.
-To było wczoraj, w klubie. Ale nie masz się czym przejmować.
-Kto ci to zrobił, kochany?
-Zmieńmy temat... Twoja ciocia ma naprawdę ładne mieszkanie.-spojrzałam wyczekująco na Remka.
-Powiesz mi w końcu?
-Okey. To był Sebastian.-zasłoniłam z wrażenia usta.
-Jak to, przecież się przyjaźnicie.
-Czas
przeszły, miał wzięte i zaczął się mnie czepiać. Później zeszliśmy na
twój temat i... Ale kochanie...-ujął moją twarz w dłonie, patrząc w moje
przerażone oczy.
-Nie przejmuj się nim, to dupek.-powiedział po
czym złączył nasze usta w pocałunku. Do drzwi pokoju zapukała Ela a my
szybko od siebie odskoczyliśmy.
-Gdzie się dzisiaj wybieracie?-zapytała Ela.
-Hmm.. Może pójdziemy na miasto.-zaproponowałam a w odpowiedzi Remek pokiwał twierdząco głową.
-Mam nadzieję, że Remek zostanie na kolacji. Chciałam zaprosić też Staszka.-powiedziała. Spojrzałam znacząco na chłopaka.
-Dzisiaj wracam z kuzynem do domu, więc...-nie skończył bo w połowie zdania wtrąciła się ciotka.
-To wrócisz po kolacji, okey.-rzekła i zostawiła nas samych.
-Stanowcza osoba z tej twojej cioci.
-Ja też nie jestem ciepłym kluchem.-zaśmiałam się.
Wyszliśmy na miasto. Pokazałam chłopakowi kilka fajnych miejsc. Później wybraliśmy się do kina.
-To... Gdzie teraz idziemy?-zapytałam.
-Na zakupy, skarbie.-rzucił.
* * *
Dzisiejsze
zakupy były bardzo udane. Wróciliśmy do domu z szerokimi uśmiechami na
twarzach. Zresztą, cały dzisiejszy dzień był cudowny, dzięki temu, że
spędziłam go z osobą do której należy część mojego serca.
* * *
Przy nakrytym już stole siedziała Ela i Staszek.
Zasiedliśmy
do kolacji przy której panował wesoły nastrój. Staszek dzielił sięz
nami zabawnymi historiami z życia i wpadkami pracowników.
[Remek]
Dlaczego
dałem się namówić chłopakom na wyjście do klubu? To jedna z najgorszych
decyzji, które podjąłem. Gdybym został w domu, nie miałbym teraz
podbitego oka. Kto by pomyślał, że podbije mi je najlepszy przyjaciel...
Wiem, że zrobił to z czystej zazdrości. Moja kochana Suzan...
Dzisiejszy dzień był świetny. To jedyna kobieta przy której na mojej
twarzy pojawia się szczery uśmiech. W jej oczach pojawił się smutek gdy
powiedziałem jej o tym co się stało. Nie chciałem jej mówić, ale ta
dziewczyna ma dar przekonywania... Mimo tej opowieści dzień spędziliśmy
fantastycznie. Ten cały Staszek jest nawet spoko. Pod koniec kolacji
posmutniałem. Chciałbym móc zostać i opiekować się nią. Suzan
odprowadziła mnie przed budynek. Zbliżyłem się do niej i poczułem smak
jej delikatnych, pięknych ust. W świetle księżyca twarz Suzi była
podwójnie piękna.
[Suzan]
Nadszedł moment pożegnania,
nienawidzę tego... Każde pożegnanie jest dołujące. Chciałabym móc tulić
go codziennie, tak jak teraz. Remek wsiadł do samochodu kuzyna i
odjechał. Stałam jeszcze przez chwilę nie ruszając sięz miejsca.
Patrzyłam w miejsce w którym ostatni raz widziałam ukochanego. Zewsząd
otaczało mnie chłodne powietrze. Wróciłam do swojego pokoju. Ogarnęłam w
nim i postanowiłam wziąć długą kąpiel po której wskoczyłam do
mięciutkiego łóżka. Otulona pierzyną oglądałam telewizję przy której
zasnęłam.
Kolejne kilka dni spędziłam na siedzeniu w domu. Nie
czułam się zbyt dobrze. Dostałam zawroty głowy i dwa razy zemdlałam. Ela
wie tylko o jednym, kiedy to na budowie straciłam przytomność. Drugi
raz stał się w domu. Ciocia załatwiała coś na mieście a ja zostałam w
domu z Kasią. Obiecała mi, że o niczym nie powie Eli. Zresztą, moja
chrzestna i tak się o mnie martwiła. Nie chciałam przysparzać jej
kolejnych problemów.
* * *
Leżałam w łóżku gdy nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam w ich kierunku i ujrzałam Elę.
-Jak się dzisiaj czujesz?
-Całkiem dobrze.-odrzekłam podpierając się dłońmi.
-Dziś przywożą meble do pensjonatu i jeśli się dobrze czujesz, mogłabyś jechać ze mną.
-Bardzo chętnie, po śniadaniu, tak?-upewniłam się.
Umyłam
się i ubrałam wygodne szorty i t-shirt, włosy związałam w koczka.
Postanowiłam wziąć się za siebie. Siedzenie na tyłku nic nie daje. Droga
do ośrodka zdawała się być krótsza niż zwykle. Zajechałyśmy przed
pensjonat w którym tętniło życie. Z wielkiej ciężarówki wynoszono meble.
Przywitałam się z Staszkiem i Antkiem. Wszystkie pomieszczenia były
perfekcyjnie pomalowane. Zrobiło mi się słabo więc usiadłam w cieniu
drzewa. O chwili powiedziałam Eli, że idę na spacer. Po drodze
zauważyłam reklamę stadniny koni. Doszłam do dużego placu na którym była
pełna gracji Rene. Oparłam się o drewniany płot i obserwowałam Nikodema
i Rene. Widok był fascynujący, Rene z wielką gracją pokonywała kolejne
metry placu. Wodziłam wzrokiem za rozhasaną Rene.
-Witaj, Suzan.-rzucił jeździec.
-Czeeść!-powiedziałam z uśmiechem.
-Patrz na to!-krzyknął przed skokiem przez płotek.
-Brawo!-zaczęłam klaskać w dłonie.
Podjechał
do miejsca w którym stałam i stanął przede mną w całej swej okazałości.
Dopiero zauważyłam jaki był wysoki. Chcąc spojrzeć mu w oczy, musiałam
zadzierać głowę.
-Jak ci się podobało?
-Hmm... Bardzo! Patrząc na was widać więź i to jest niezwykłe.
* * *
I tak to się zaczęło...
Codziennie
przychodziłam do stajni, pomagałam przy obowiązkach związanych z końmi.
Zaprzyjaźniłam się z Albertem to koń ze stajni Nikodema, często na nim
jeździłam. Wszystkiego uczył mnie Nikodem. Okazał się być inny. Od tej
pory, postaram się nie oceniać książki po okładce. Remek dzwonił
codziennie, czasami co drugi dzień. Nadal świetnie się rozumieliśmy.
Tęskniłam za nim, bardzo. Ela spotykała się ze Staszkiem, nie tylko na
budowie... Chciałam, żeby im się udało.
* * *
Dziesiąty
dzień sierpnia. Godzina 10:25. Leżałam w łóżku i nie miałam siły, żeby
je opuścić. Promyki słońca wpadały do mojego pokoju i muskały lekko moją
skórę. Przy śniadaniu ciocia oznajmiła mi niezwykłą nowinę...
- Świat według Suzan
- Śwat według Suzan 1-10
- Świat według Suzan 11-20
- Świat według Suzan 21-...
- Cynamonowa miłość
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz