Po
otworzeniu drzwi ujrzałam uchylone okno. Chłopaka nigdzie nie było.
Podeszłam w stronę okna, by je zamknąć. Zobaczyłam tylko
odjeżdżającego na swoim motocyklu, Piotrka.
*
* *
Kolejny
dzień... Pobudka i miła niespodzianka na sam poranek. Łazienka
była wolna. Szybko ogarnęłam się i zeszłam na śniadanie.
Czekały już na mnie przepyszne naleśniki z dżemem. Zdążyłam na
autobus. Czyżby nie prześladowało mnie już to dziwne fatum?
Wchodzę do szkoły jak co dzień i czuje na sobie spojrzenia
wszystkich wokół. O co im może chodzić? Może jestem brudna..
Spoglądam na swoje ubranie lecz nie widzę, żadnej plamy. Udaję
się pod klasę, gdzie spotykam moich przyjaciół.
-Wiecie
o co chodzi im wszystkim?-pytam ze zdziwieniem.
-Wszyscy
wiedzą o twojej „pomocy koleżeńskiej” Chodakowskiemu.-mówi
Alek.
-No
i co z tego, to chyba moja sprawa.-odpowiadam.
-Nic
nie rozumiesz-włącza się Mela.-On jest w szkole i wszyscy mówią,
że „ładnie” się uczyliście.- na „ładnie” poruszyła
znacząco brwiami.
-Przecież
wiecie, że nawet się nie zjawił...
Mija
pierwsza godzina lekcyjna. Później kolejna. Następuje długa
przerwa. Wychodzę wraz z moją ekipą na szkolne boisko i zajmujemy
ławkę pod drzewem. Podchodzi do nas Piotrek.
-Mam
dwójkę z chemii, koleżanko.-dosiada się bez pytania.
-I
wszystkim opowiadasz, że to ja cię uczyłam?-pytam. Widząc go nie
wiem do końca jak powinnam się zachować po jego wczorajszej,
wieczornej wizycie u mnie.
-Chodź.-łapie
mnie za rękę i ciągnie w miejsce w którym nie ma nikogo.
-Po
co mnie tu zaciągnąłeś?-pytam.
-Chodzi
o tą naukę... I wczorajszy wieczór...-milczę i daję mu się
wypowiedzieć.-Bo ty nic nie rozumiesz...
-No
właśnie. Chciałabym zacząć rozumieć.-powiedziałam, na co
westchnął głośno.
-Zawsze
taka jesteś?- rzekł z bulwersem.
-Ja?
Czego ty ode mnie chcesz?- rzucam. Nastaje chwila ciszy. Parskam i
obracać się na pięcie. Chwyta mnie za nadgarstek i odwraca w swoją
stronę. Patrzymy sobie w oczy. Dzieli nas niebezpiecznie bliska
odległość.
-Chce
się z tobą umówić wariatko.-mówił poważnie a w jego oczach
błysnęły małe iskierki. Nie wiedząc co powiedzieć, stałam jak
słup, wpatrując się w jego oczy.
-Dzisiaj.
Szesnasta. Będę po ciebie.
Odszedł
jakby nigdy nic. Otrząsnęłam się, uświadomiwszy sobie, że stoję
sama i przyglądają mi się moi przyjaciele. Co się ze mną dzieje?
Nie potrafiłam mu nic odpowiedzieć. W sumie, postawił sprawę
jasno. Dzisiaj o szesnastej... Dzisiaj o szesnastej idę z nim... na
randkę? Po podejściu do znajomych, zdałam im pełną relację z
naszej rozmowy, nie opuszczając wątku o spotkaniu.
-Wiedziałam.-skomentowała
Mela, przybierając dumną minę.
Co
jak co, ale ona lubi mieć rację. Mimo uczucia niedowierzania
pojawił się na mojej twarzy nieśmiały uśmiech.
*
* *
Lekcje
mijały mi bardzo wolno, na rozmyślaniach o spotkaniu z Piotrkiem.
Po głowie krążyło mi tysiąc pytań. I jeszcze ta jego wieczorna
wizyta w moim domu... Znowu się uśmiecham. Jak określiła moje
zachowanie Tamara:
„Zachowujesz
się jakoś dziwnie. To znaczy, ty zawsze byłaś dziwna ale dzisiaj
to już mega cię wzięło.”
Zrobiłam
z siebie wtedy idiotkę a jemu nadal zależało na tym spotkaniu...
Pomyślałam,
że nie będę się stroiła na to spotkanie. Randkę. Nadal to do
mnie nie dociera. Ja i on. Piotrek Chodakowski, największy łobuz w
szkole zaprosił mnie, uważaną za kujonkę dziewczynę na randkę.
Po bardzo długich rozmyślaniach postanowiłam się ogarnąć.
Wyszłam już na głupią, więc ten tytuł mi wystarczy. Nie
potrzebuję kolejnego trofeum za „niechlujnie ubraną kujonkę”.
Założyłam czarne rurki i szary t-shirt z napisem „Joke”.
„Żart”. Ta bluzka najlepiej określa mnie dzisiaj. Wydaje mi
się, że wszystko co dzieje się wokół mnie to jeden wielki żart.
Do tego stroju dopasowałam koszulę w niebiesko-czarną kratę i
czarne trampki. Do małego plecaka włożyłam najpotrzebniejsze
rzeczy. Schodziłam na dół i będąc w połowie schodów,
usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie spiesząc się, pokonałam kolejne
stopnie i przekręciłam zamek. Byłam sama w domu. Z tego co
wiedziałam, moja siostrunia spotykała się z tym... Z Arturem.
Otworzyłam
drzwi i zobaczyłam opierającego się o futrynę drzwi Piotrka. Z
jego twarzy nie schodził ten łobuzerski uśmieszek. Przez przypadek
zamyśliłam się patrząc mu w oczy i to spowodowało, że moje
spojrzenie nie schodziło w innym kierunku przez około dziesięć
sekund. Co też on sobie o mnie pomyślał... Wpatrywałam się w
niego jak sroka w gnat. Rozwichrzone naturalnie włosy w lekkim
nieładzie, dodawały mu uroku. Zielonooki również nie spuszczał
wzroku.
-Wejdź.-ocknęłam
się, zmierzając w stronę kuchni. Dlaczego przy nim tracę zmysły?
Chyba mi się to nie podoba. To dziwne uczucie. Nie potrafię go
opisać. Przy nim czuję się zakłopotana a patrząc w zielone
tęczówki przypominam sobie łąkę znajdującą się przy domu
babci.
-Chyba
nie zapomniałaś, że dzisiaj cię porywam?-słyszę jego niski głos
za sobą. Wywołuje on lekkie dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
-Jasne,
że nie. Wezmę tylko wodę.-rzekłam nie patrząc na niego.
Rodzice
zostawili na kuchennym blacie kopertę z pieniędzmi i krótkim
liścikiem.
„Dziewczyny!
Zostawiamy wam pieniądze na czas naszej nieobecności. Tylko
gospodarujcie nimi dobrze. Papa Mama i Tata. Ps. Wracamy za tydzień
i chcielibyśmy, żeby ten dom jeszcze stał :)”.
-Ehh..
No tak... Czego tu się było spodziewać.-mówiłam bez
zastanowienia, tak jakbym była tu sama, całkowicie zapominając, że
niecałe dwa kroki ode mnie stał chłopak.
-Coś
się stało?-spytał z wyraźną troską i zaniepokojeniem w głosie.
-Nie,
nie. Nic takiego.- potrząsnęłam lekko głową. W kopercie był
równy tysiąc złotych. Odliczyłam dokładnie połowę dla siebie a
resztę schowałam z powrotem do koperty. Wiedziałam, że Tamara
rozpstryka kasę na ciuchy. Byłam uczciwa i z tego powodu,
zostawiłam siostrze należną jej część.
-Wow.
To kupa kasy.-zrobił duże oczy, kiedy chowałam do portfela swoją
połowę. Nie chciałam wyjść na szpaniarę mówiąc, że dla moich
rodziców to drobnostka, choć to była prawda. Powiedziałam tylko:
-Tak
masz rację. Idziemy?
-Yhm.-wymruczał.
Z jego miny można było odczytać konsternację, jednakże udawałam,
że tego nie widzę.-Myślałem, że poznam twoich rodziców, twój
tata zrobi mi jakieś przesłuchanie. Zapyta gdzie cię zabieram i
czy nie jestem jakimś nieodpowiedzialnym szczeniakiem.
-No
cóż... Myliłeś się.- odpowiedziałam.
Nie
odzywaliśmy się do siebie, oboje zakłopotani sytuacją.
-Trzymaj
się mocno bo spadniesz.-mówił z uśmiechem, unosząc lekko swoją
czarną kurtkę, bym złapała go w pasie. Poczułam się trochę
niezręcznie, jednak wykonałam polecenie.
-Gdzie
mnie zabierasz?-zapytałam.
-Panna
ciekawska się odezwała.-zrozumiałam, żeby więcej nie pytać bo i
tak niczego się nie dowiem od tego chłopaka.
Ruszyliśmy
z mojego podwórka w stronę kawiarni, którą odwiedzałam jako
dziecko. Przychodziłam tutaj z opiekunką. Zamawiałam zawsze duże
czekoladowe lody z posypką. Tamara jako młodsza siostra, papugowała
mój wybór i również życzyła sobie pucharek czekoladowych lodów.
Zaczynało się wtedy droczenie. Nadia, nasza opiekunka starała się
nas uspokoić, niestety dawałyśmy jej wytchnienie dopiero, gdy
kelnerka przyniosła nasze zamówienie. Pałaszowałyśmy wtedy lody
w wielkim skupieniu, spoglądając od czasu do czasu na staw
znajdujący się za szybami kawiarni.
Wiatr
otaczał nas i mimo, że lato zbliżało się ku końcowi było
całkiem ciepło. Trzymając w ramionach „pana legendę” i
przemierzając z nim kolejne kilometry trasy, uświadomiłam sobie,
że coś zaczęło się zmieniać. Od kiedy go poznałam, nic nie
było już takie samo. Pod wpływem jego obecności, stałam się
inna. Mniej zasadnicza, bardziej spontaniczna... No bo przecież,
jeszcze miesiąc temu, gdyby zaproponował mi randkę, jakiś inny
chłopak, wliczając w to jazdę motocyklem, to bezwzględnie bym mu
odmówiła. Serce o mało nie wyskoczyło mi z klatki, przez tą
szybką jazdę, jednak nic nie krzyczałam. Nie darłam się, że
jest jakiś nienormalny, rozwijając takie prędkości. Po prostu
byłam i cieszyłam się z tej chwili, uświadamiając sobie, że to
może się już więcej nie powtórzyć. To uczucie można chyba
nazwać szczęściem. Co ten chłopak ze mną robi? Przy nim się
zmieniam... Przy nim chcę robić rzeczy szalone, na które wcześniej
bym się nie odważyła.
Zatrzymaliśmy
się na wysokim wzgórzu z którego było widać rozciągający się
na dole wielki zbiornik wodny. Widok był imponujący. Obok jeziora
był duży, mieszany las. Piotrek stanął przodem do jeziora,
zostawiając mnie tym samym za sobą. Podeszłam do niego i stanęłam
tuż obok.
-Ładnie
tu.-rzekłam, przerywając ciszę.
-Co?-zapytał
jakbym wyprowadziła go z transu.
-Mówię
że mi się tu podoba.-odpowiedziałam.
Uniósł
jeden kącik ust do góry a w oczach znów zatańczyły te żywe
ogniki.
-Chodź-złapał
moją dłoń.-pojedziemy tam-wskazał palcem plażę na jednym z
brzegów jeziora. Pokiwałam twierdząco głową i usadowiłam się
na maszynie za chłopakiem.
*
* *
Siedząc
na piasku i wpatrując się w hipnotyzujące ruchy wody nie myślałam
o niczym. Chyba po raz pierwszy od dawna żyłam tym co tu i teraz.
Liczyła się tylko dana mi przez los chwila. Teraźniejszość bez
kropli codzienności była dla mnie czymś nowym, nieznanym,
ciekawym... Z tego stanu wyrwał mnie głos chłopaka, dzięki
któremu mrzonki stały się rzeczywistością.
-Zdejmij
koszule.- rozkazał z rozbawionym wyrazem twarzy.
-Po
co?- pytałam zaskoczona.
-No
rób co mówię!- dodał już bardziej zniecierpliwionym tonem.
Posłusznie zdjęłam koszule w kratę i stałam teraz przed nim w
szarym t-shircie. Podbiegł w moją stronę i załapał w pasie
unosząc w powietrzu. Ta sytuacja była dla mnie wielkim
zaskoczeniem.
-Co
ty robisz?- pisnęłam wysokim głosikiem.
-Koleżanko,
przestań zadawać pytania.- mówił patrząc mi w oczy. Jego wzrok
był przenikliwy. Gdy patrzył mi w oczy miałam wrażenie, że
zagląda w moją duszę, czytając przy tym moje myśli.
-Chyba
nie chcesz mnie skąpać.- bardziej twierdziłam niż pytałam.
Zrobił
dwa kroki w stronę brzegu, patrząc na moją reakcję. Udawałam, że
mnie to nie rusza. Byłam prawie pewna, że nie zrobiłby tego. Nie
wiem dlaczego ale zaczęłam mu ufać. Chłopak zrobił kolejne dwa
susy w stronę wody. Teraz już brodził po kostki w wodzie. Na jego
twarzy pojawił się grymas, świadczący o temperaturze wody. Nie
musiał go robić bo i tak zauważyłam na jego rękach gęsią
skórkę.
-Zimno
Ci.-odezwałam się.- lepiej wyjdź z tej
wody.
-Martwisz
się o mnie?-zapytał i uśmiechnął się szelmowsko. Nic nie
odpowiedziałam tylko spuściłam głowę w dół. Czując ciepło w
policzkach. O nie! Tylko nie rumieńce... na pewno to zauważył.
-Od
kiedy to Panna Pytalska, martwi się o takiego chuligana?-mówił
drwiąco.
-Nie
martwię się. Po prostu nie chcę żebyś nas oboje utopił.-
mówiłam na obronę co przyszło mi na myśl. Zachwiał się i nie
rozluźniając uścisku oboje wpadliśmy do wody. Wynurzyłam się z
wody i zaczęłam się na niego drzeć.
-Zachowujesz
się jak niedojrzały dzieciak-wyrzynałam w tym momencie swoje
ubranie. On teatralnie przegarnął swoje niesforne włosy, które
opadały mu na czoło.
-Myślałam,
że chociaż trochę jesteś...-ucięłam wychodząc na brzeg.
-"Myślałam
że chociaż trochę jesteś..."? Dokończ.
-Doroślejszy-mówiłam
zwracając się w jego stronę.
-To
znaczy, że o mnie myślałaś.- stwierdził z zadowoleniem.
-Nie
odwracaj kota ogonem.
-Może
i jestem niedojrzałym dzieciakiem Ale widzę, że nie lubisz
rozmawiać o swoich uczuciach.
-Świetne
spostrzeżenie Sherlocku.-wyszeptałam patrząc w dół. Zrobił dwa
susy wziął swoją ciemną skórzaną kurtkę i okrył nią moje
ramiona. Moja szczęka zaczęła zgrzytać z zimna.
-Usiądź,
zaraz rozpalę ognisko.
-Potrafisz?-
zrobiłam zdziwioną minę Ale natychmiast przypomniałam sobie o
pewnej historii, która krążyła po szkole. Dotyczyła ona Piotrka.
Wszyscy opowiadali, że podczas jego tygodniowej nieobecności w
szkole, uciekł do lasu i mieszkał w szałasie, który sam sobie
zrobił. Miał do dyspozycji tylko butelkę wody i zapałki.-No tak.
Przepraszam zapomniałam.
Uśmiechnął
się zniewalająco i odparł układając suche gałęzie w stożek.
-O
czym sobie przypomniałaś?- spojrzał na mnie a w jego spojrzeniu
była beztroska.
-O...
Niczym ważnym.- nie chciałam poruszać tematu plotek bo jeszcze
okazało by się prawdą,że podczas jednego z biwaków zjadł nie
surowe serce wilka.
-Mam
nadzieję, że nie wierzysz w to co gadają ludzie w szkole.-rozpalił
ognisko i zajął miejsce obok mnie.
-Czyli
nie byłeś sam przez tydzień w lesie?- na moje pytanie wybuchł
śmiechem co mnie trochę zakłopotało.
-Okey,
nie było pytania.- dodałam.
-Było.-wspomniał.-A
więc takie rzeczy opowiadają... a co do odpowiedzi to nie, nie
buszowałem w lesie.-uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na
niego z rozbawieniem.W Peru też nie skakałem ze spadochronem. I nie
zabiłem nigdy żadnego zwierzęcia ani człowieka.-opowiadał
dalej.-Ludzie opowiadają różne rzeczy o mnie ale jak widzisz,
większość z nich jest nieprawdą.
-To
znaczy że w Afryce też nie byłeś?-pytałam dalej, tym razem
spodziewając się jego odpowiedzi.
-Bzdury
wyssane z palca.- skomentował.
-Dlaczego
po prostu nie zaprzeczasz, słysząc te wszystkie plotki?-pytałam
zaciekawiona.
-Bawią
mnie te wszystkie historyjki. Nie chcę psuć im zabawy.
Rozmawialiśmy
tak przez kilka godzin. Nawet nie wiadomo kiedy zaczęło się
ściemniać. Ogień oświetlał przestrzeń wokół nas. Rozmawiało
nam się świetnie. Ja opowiadałam o legendach, które krążyły po
szkole a on na bieżąco zaprzeczał. Jego oczy wciąż się śmiały
a na ustach miał ten swój zniewalający uśmiech. Co chwila
zatracałam się w spojrzeniu jego zielonych oczu. Ogień świetnie
się rozpalił a nasze ubrania po pewnym czasie były już suche. Po
naszej rozmowie odważyłam się w końcu zapytać o sprawę, która
mnie od jakiegoś czasu zaczęła bardzo ciekawić.
-Po
obaleniu tych wszystkich mitów na temat „sławnego
Chodakowskiego”, zastanawiam się, gdzie znikałeś na całe
dnie?-z jego twarzy znikł uśmiech. Chłopak odchrząknął i zaczął
opowiadać.
-Rok
temu...mój ojciec był bardzo chory-spojrzał przed siebie.-Ostatnie
kilka tygodni swojego życia spędził na szpitalnym łóżku,
podpięty do jakiś urządzeń. Nie byłem w stanie chodzić do
szkoły. Całe dnie spędzałem u jego boku, chcąc nacieszyć się
jego widokiem. Wiedziałem, że śmierć stoi za drzwiami...-znów
spuścił w dół głowę.-Potem, brakowało mi go. Nienawidziłem
spędzać czasu w domu, widząc moją matkę. Starała się nie
pokazywać jak bardzo ją to bolało ale słyszałem jak płakała po
nocach. Rano budziłem się i widziałem jej podpuchnięte oczy i
coraz bardziej docierało do mnie, że jego już z nami nie ma.
Uświadamiałem sobie, że już nie wróci...-spojrzał w moją
stronę smutnym wzrokiem a po policzku spłynęła mu łza.
Przybliżyłam się do niego i kciukiem, starłam słoną kroplę.
-Pewnego dnia wpadłem na pomysł by odwiedzić wszystkie miejsca,
które mi pokazywał. I tak zostało do teraz. Kiedy mi go brakuje,
wyruszam w podróż do miejsc w które mnie zabierał.
-To
jedno z tych miejsc, prawda?-zapytałam cicho. Pokiwał twierdząco
głową.
-Teraz
już znasz całą moją historię. Nie wiem czemu ci ją
opowiedziałem... Może dlatego, że przy tobie znów chcę mi się
żyć. Jesteś niezwykłą dziewczyną.-powiedział i zamknął mnie
w uścisku. Jego umięśnione ramiona trzymały mnie w stalowym
uścisku a zapach perfum docierał do mnie i drażnił zmysły.
Melodyjny głos Piotrka rozbrzmiewał echem w mojej głowie: „jesteś
niezwykłą dziewczyną”.
Niespodziewanie
oderwał się ode mnie, chwycił moją twarz w dłonie i oparł nasze
głowy o siebie. Teraz znowu patrzyłam w jego głębokie, zielone
źrenice. Tym razem z bliższej odległości. Nasze oddechy łączyły
się a już tylko milimetry dzieliły nasze wargi od spotkania. Tą
chwilę przerwał mój telefon. Tym razem ja oddaliłam się od
niego, wyciągając z kieszeni koszuli telefon. Na wyświetlaczu
widniało zdjęcie mojej siostry. „Brawo Tama! Tylko ty masz takie
świetne wyczucie czasu”-pomyślałam.
Odebrałam
szybko lecz ku mojemu zdziwieniu w słuchawce nie usłyszałam głosu
mojej młodszej siostrzyczki. Odezwała się jakaś inna dziewczyna,
w tle słychać było głośną muzykę. Dziewczyna prosiła o
zabranie Tamy z klubu, ponieważ sama nie jest w stanie wyjść. No
pięknie... ta gówniara się upiła. Rozłączyłam się i szybko
wstałam.
-Coś
się stało?-zapytał zatroskanym głosem.
-Musisz
zawieźć mnie do klubu. Muszę odebrać z niego siostrę, ostro
zabalowała.
Piotrek
szybko zaczął gasić ognisko a ja mu pomogłam. Wsiedliśmy na
motocykl i odjechaliśmy w stronę klubu. Po głowie huczały mi
tysiące pytań. Dlaczego to zrobiła? Czy coś jej się nie stało?
Bądź co bądź ale teraz ja za nią odpowiadam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz