-Suzan, masz gościa.-odezwał się zachrypnięty głos Dominika. 
-Nie mam gości. 
-Masz tu jednego. 
-Nie przyjmuję z rana gości. 
-Jest południe Zuzia!-powiedział inny głos. W drzwiach stał Remek. 
-Spróbuj ją obudzić.-powiedział zrezygnowany Dominik. To fakt, mam twardy sen i ciężko mnie obudzić. 
-Wstawaj!
 Mam dla ciebie niespodziankę.-szarpał mnie za rękę. Nieskuteczne próby 
budzenia mnie nie dobiegły końca... Miałam twardego przeciwnika. 
-Idź sobie nic od ciebie nie chcę. 
-Na pewno? 
-Spać chcę.-powiedziałam wtulając się w poduszkę. 
Remek zrzucił mnie z łóżka. 
Wziął i zrzucił mnie w moim pokoju, z mojego własnego łóżka na podłogę! 
-Ej! Co ty robisz?-otrzeźwiłam się. 
-Obudziłem ją! Dominik, pięć dych moje. 
-Nie żartuj!-wpadł do pokoju zdziwiony Dominik. 
-Czy ty się założyłeś, że mnie nie obudzi?-pytanie skierowałam do brata. 
-Wiesz... Tak i przegrałem.-powiedział wychodząc z pokoju. 
-Własny brat... -powiedziałam z rozczarowaniem. Remek schował do kieszeni swoją wygraną i zagadał: 
-Szykuj się, zabieram cię gdzieś. 
-Nigdzie
 z tobą nie idę.-powiedziałam oburzona podnosząc się z podłogi. 
Zmierzałam ku łazience ale złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. 
Dzieliły nas centymetry. 
-Masz kwadrans śliczna.-mrugnął do mnie.-Czekam na dole. 
-To sobie poczekasz.-powiedziałam myśląc, że nie usłyszy. 
-Kwadrans.-powtórzył wychylając się zza futryny. 
Wybrałam ubrania, które chciałam dzisiaj założyć i ruszyłam do łazienki. 
Dzisiaj
 przyodziałam krótką, szarą bluzkę na szerokich ramiączkach i białe 
szorty. Ubrałam czerwone trampki a w pasie przewiesiłam sobie zwiewną, 
czerwoną koszulę. Na głowę założyłam czarne, klasyczne okulary. 
 
* * * 
 
Zeszłam
 do kuchni i nasypałam sobie do miseczki ulubionego musli. Wkroiłam dwie
 truskawki i połowę banana, dorzuciłam jeszcze parę borówek. Z tak 
przygotowanym śniadaniem, zajęłam miejsce na krześle przy jadalnianym 
stole obok Emi i Remka. Dominik oczywiście parzył swoją ulubioną, 
poranną espresso. 
 
* * * 
 
Po zjedzeniu śniadania przyjaciel chwycił mnie za rękę i wyciągnął z domu. 
-Czy dowiem się gdzie idziemy?-zapytałam. 
-W swoim czasie. 
-To porwanie... Albo uprowadzenie. 
-Oczywiście,
 że to jest porwanie.-powiedział z szerokim uśmiechem. Porywam cię i 
będę przetrzymywał aż do obiadu, wbrew twojej woli. 
-Wiedziałam, że to nielegalne.-zaśmiałam się. 
-Nie martw się, nie złamiemy żadnego prawa. 
Dążyliśmy przed siebie. Minęło jakieś dwadzieścia minut po czym odezwała się mój porywacz. 
-Jesteśmy p r a w i e na miejscu ale muszę ci zawiązać oczy. 
-Dlaczego? 
-Bo czeka cię niespodzianka. 
-Dobra.-odpowiedziałam, choć przez myśl przebiegło mi kilka pytań, które chciałam zadać. „To coś strasznego?” „Mam się bać?” 
 
* * * 
 
-Jesteśmy na miejscu. 
Odwiązał
 mi oczy i ujrzałam stary plac zabaw na którym często przebywałam, będąc
 jeszcze małą dziewczynką. Przychodziłam tu z mamą, tatą, później z 
Dominikiem i jego znajomymi. Jednak swoje czasy świetności miał już za 
sobą. Farba wyblakła a na niej pojawiły się różne inicjały i graffiti. 
-Trochę się pozmieniało. 
-Może troszkę... 
-Po co mnie tutaj zabrałeś? 
-Naprawdę, nie pamiętasz? 
Starałam
 przypomnieć sobie jakieś wyjątkowe wydarzenie z tego miejsca, jednak 
nic nie przychodziło mi na myśl. Stałam z dziwnym grymasem na twarzy, 
szukając w pamięci wspomnień. 
-Tu się poznaliśmy, Suzi. 
-Pamiętasz
 to jeszcze?-w odpowiedzi, pokiwał twierdząco głową. Moja twarz się 
rozpogodziła a na niej pojawił się lekki uśmiech. Złapał mnie za rękę i 
pociągnął w stronę zjeżdżalni. Weszłam na górę by zjechać. Chłopak 
usiadł na końcu zjeżdżalni. 
-Idź sobie, chcę zjechać. 
-Już sobie przypomniałaś jak to było? 
-Nie, ale możesz mi opowiedzieć, tylko daj zjechać. 
-Właśnie tak było.-spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. 
-Chciałaś zjechać a ja nie ruszyłem się z miejsca. Siedziałem tak jak teraz. 
-A co ja wtedy zrobiłam? 
-Zjechałaś. Razem potoczyliśmy się na ziemię. Nasze mamy myślały, że się bijemy. 
Odtworzyliśmy tą scenką. 
 
* * * 
 
Niesiona
 na plecach Remka obserwowałam drogę. Dążyliśmy w stronę rynku. 
Mijaliśmy wystawy sklepowe, małe uliczki i kilka zabytkowych kamienic. 
Chwilę później stałam już na własnych nogach. Chłopak złapał moją dłoń i
 szliśmy dalej. 
-Dokąd teraz?-zapytałam ciekawa dalszych atrakcji. 
-Teraz pójdziemy w takie magiczne miejsce. 
Nie
 dyskutowałam tylko dałam się prowadzić. Przeszliśmy obok jeszcze kilku 
sklepików i weszliśmy w jakąś uliczkę. Zatrzymaliśmy się przed drabiną 
opartą o ścianę budynku. 
-Wchodzimy.-odezwał się mój przewodnik. 
-Ja tam nie wejdę. 
-Panie przodem. 
-Hah! Chyba zwariowałeś jeśli sądzisz, że tam wejdę. 
-No, nie każ się prosić... 
Parsknęłam i starałam się wrócić na rynek, jednak powstrzymał mnie uścisk dłoni Remka. 
-Idziesz sama czy mam cię wziąć na barana? 
-Nie idę. 
Westchnął
 teatralnie i wziął na barana. Nie powiem, podobało mi się jak mnie tak 
nosił. Minęły kolejne szczebelki a my zbliżaliśmy się do naszej mety. 
-Ładne widoki, tylko... 
-Co się stało? 
-Mam lęk wysokości. 
Romantyzm niczym w dramacie Szekspira, prysł jak bańka mydlana.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz