poniedziałek, 12 października 2015

Świat według Suzan cz.4

-Hej braciszku! Gdzie masz klucze?
-Też się stęskniłem.-odpowiedział czule po czym mnie uściskał. W drodze na ogród powiedziałam że mamy gościa. Dominik zaniósł torbę do domu i dołączył do nas. Siedzieliśmy razem śmiejąc się i rozmawiając. Z nieba lał się żar, jednak nam to nie przeszkadzało. Dawno nie przebywaliśmy w swoim towarzystwie, dlatego Dominik swoim powrotem zrobił nam bardzo miłą niespodziankę. W pewnym momencie odezwał się mój braciszek. Zadał mi pytanie, którego się nie spodziewałam...
-Suzan, mam do ciebie pytanie.-zaczął nieśmiało.
-Słucham...-powiedziałam z nutką ciekawości w głosie.
-Może upiekłabyś te pyszne ciasto?
-Które?
-Moje ulubione. 
-Aha.-wypaliłam entuzjastycznie.-Wiedziałam, że coś będziesz ode mnie chciał.
Spojrzał na mnie tym swoim proszącym spojrzeniem. Starałam się być twarda ale uległam, jak zawsze... Kiedyś, Dominik chciał wymknąć się na domówkę u kolegi. Działo się to w wieczór, kiedy rodzice byli w delegacji a ja miałam zostać z braciszkiem. Ujrzałam te jego spojrzenie i obiecałam, że nie wydam go rodzicom. Nie byliśmy „typowym” rodzeństwem. Jak byłam już starsza, to czasami zabierał mnie ze sobą na imprezy. Dość dobrze się dogadywaliśmy i tak pozostało. Emilka obiecała mi pomóc w zrobieniu ciasta. Mieszałyśmy zawzięcie wszystko w szklanej misie. Byłyśmy tak pochłonięte tym zajęciem że nie zauważyłyśmy mąki, która się rozsypała. Mieszałam składniki i poprosiłam Emi, by wsypała kakao. Dziewczyna nieumiejętnie machnęła torebką i część jej zawartości poleciała na mnie. Dokończyłyśmy łączenie składników. Ciasto wylałyśmy na blachę i wstawiłyśmy do piekarnika. Szłam w stronę łazienki by zmyć z siebie ciemny proszek, niestety natknęłam się na mojego braciszka, który nie szczędził sobie żartów na temat mojego wyglądu. 
-Od kiedy Suzan jest murzynem?-zapytał z ironią Emilki.
-Od zawsze, tylko nigdy nie ukazywałam swojej prawdziwej natury.-odkrzyknęłam z sarkazmem, wychylając się z łazienki. Na moją odpowiedź zaczęli się śmiać. Spojrzawszy w lustro byłam zszokowana swoim wyglądem. Nie wiedziałam, że jest aż tak źle... Kakao rozmazane na mojej twarzy dodawało mi opalenizny i może nie wyglądałam jak murzynka ale mulatka. Umywszy się poszłam do pokoju. Przebrałam się i spojrzałam na swój telefon. 
Wzięłam go do ręki i odczytałam sms-a, którego wysłała mi mamusia.

„Zuzia, wrócimy późno. Podlej kwiaty w ogródku.”  

„Okok.”  

„Co robicie?”

„Przyjechał Dominik, pieczemy ciasto.”

„Super! Zostawcie coś dla nas.”

Po krótkiej korespondencji z moją rodzicielką wróciłam do kuchni. Wyjęłam ciasto z piekarnika, które było już upieczone. Emily przyrządziła polewę, którą polałyśmy naszego murzynka. Zawołałyśmy mojego braciszka na ciasto. Mimo iż było jeszcze ciepłe, nie mogłyśmy powstrzymać się przed spróbowaniem. 

* * *

Poszłam z Emi na ogród by podlać kwiaty według prośby mojej mamy. Emilka odkręciła kurek a ja trzymałam w ręku wąż ogrodowy. W czasie, kiedy podlewałam, kuzyneczka czytała książkę, którą jej pożyczyłam. Kończyłam podlewanie, gdy mój wzrok napotkał Remigiusza. Stał oparty o deskę płotu odgradzającego nas od sąsiadów. Nie mówił nic, tylko wrył swój wzrok we mnie. Wkurzało mnie jego nic nie mówiące spojrzenie, dlatego przerwałam je mówiąc:
-O co ci chodzi?
-O nic.-nie na widzę, gdy ktoś mi w ten sposób odpowiada. Przecież gdyby o nic nie chodziło to na gapił by się jak sroka w gnat. 
-Zastanawiam się, dlaczego myszy boisz się bardziej niż węża?
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem i ciągnęłam tą dziwną wymianę zdań.
-Jakiego węża?
-Ogrodowego.-odpowiedział śmiejąc się nadal z mojej historii z piszczącą myszką.
-Daj już spokój. To przestaje być zabawne.
-Nie przestaje.-przekomarzał się dalej.
Na jego słowa zmieniłam kierunek wody tak by opryskać go.
-Ochłoń.-dodałam wesoło.
-Ej! To nie było śmieszne.
-Było... I jest.-mówiąc to jeszcze raz spryskałam go wodą.
-Rzeczywiście, to było śmieszne.-włączyła się Emilka.
Ogarnęła nas fala śmiechu, gdy przypominałyśmy sobie jak mój sąsiad uciekał przed strumieniem wody. Skończyłam podlewanie, dziewczyna zakręciła wodę i oddaliłyśmy się do domu. Po wejściu czekała nas zaskakująca propozycja.

* * *

-Dziewczyny mam dla was propozycję.-rzekł Dominik. Spojrzałyśmy na siebie z Emilką w tym samym czasie.
-Co to za propozycja?-spytała za nas dwie.
-Ja już nie piekę ciasta.-dodałam.
-Nie chodzi o to. W klubie jest dzisiaj zespół w którym grają moi znajomi. Pomyślałem, że to lepszy plan na wieczór niż siedzenie w domu. 
-Muzosfera gra dzisiaj koncert?-spytałam entuzjastycznie.
-Tak, więc idziecie czy chcecie się namyślać?-spytał retorycznie bo znał moją odpowiedź. Wiedział, że kocham ich muzykę, styl grania i gatunek muzyczny. Pamiętał również, że Emilka podkochiwała się w perkusiście zespołu. Niestety był zajęty. Pamiętam jeszcze te wakacje, koncert Mozosfery bo tak się nazywają i smutek w oczach Emilii. To okropne wspomnienie ale od tego czasu dojrzałyśmy trochę i obiecałyśmy sobie, że nie będziemy już płakać z powodu żadnego faceta. 
-Świetna ta twoja propozycja. Na pewno lepsza niż oglądanie romansideł i objadanie się żelkami, nie Emily?
-Jasne tylko...
-Nie marudź, będzie fajnie. 
-Nie marudzę ale twoi rodzice będą się martwić...-starała się znaleźć przekonujący argument.
-Nie będą się martwić. W końcu jedziecie ze mną a nie jakimś nieznajomym. To jak?-Spojrzałam na Emilkę proszącym spojrzeniem, z nadzieją w głosie powiedziałam:
-Emily, chodź... Nie zostawimy cię samej w domu.
-No oki.-odparła.

* * *

Przyodziałam czarną lekko rozkloszowaną sukienkę na którą narzuciłam dżinsową kamizelkę. Ubrałam krótkie granatowe converse oraz złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie serca. 
Uwielbiałam ten łańcuszek. Było wiele powodów ale najważniejszy to ten, że dostałam go na komunię od mojej nieżyjącej już prababci. Była przemiłą kobietą. Mimo, że w większości spraw miałyśmy odmienne zdanie potrafiłyśmy pójść na kompromis. Emilka postawiła na wygodę i ubrała dżinsowe szorty i czerwony t-shirt, który jej pożyczyłam. Dominik też nie prezentował się najgorzej. Szare bermudy i czarna bluzka dodawały mu powagi. 

* * *

Zostawiliśmy rodzicom kartkę. Położyłam ją obok ciasta. Napisane było na niej o tym że jesteśmy na koncercie i że zabrał nas tam Dominik.
Nie obyło się oczywiście bez kłótni o miejsce w samochodzie. Wygrała Emila i to ona zajęła miejsce z przodu. Ja siedziałam na środku tylnej kanapy by obserwować drogę. Przejeżdżaliśmy przez ulice na których jeszcze panował ruch. Dominik dostał telefon od kumpla, który prosił go o podwózkę. Wiedziałam, że będę musiała się podzielić miejscem z tyłu. Przesiadłam się na lewą stronę kanapy by siedzieć za braciszkiem. Zajechaliśmy pod wielki dom. Czekaliśmy chwilę na chłopaka, jednak ja nie mogłam skojarzyć o jakiego kolegę Dominika chodzi. Gdy go zobaczyłam, odjęło mi mowę... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz