sobota, 23 kwietnia 2016

Cynamonowa miłość cz.IV

Miałam na sobie moją koszulę w kratę A na niej, skórzaną kurtkę Piotrka, mimo to wiatr nadal mocno smagał A mnie przechodziły lekkie dreszcze. No cóż, chyba nie powinnam się dziwić, Lato dawno minęło A w jego miejsce przyszła jesień. Nie było jeszcze maksymalnie jesiennej pogody, jednak czuć było chłód. Trzymałam się mocno za plecami chłopaka aż zatrzymał się przed klubem. Szybko zsiadłam z motocykla i ruszyłam w stronę wejścia. Chłopak jeszcze krzyknął coś za moimi plecami, jednak ja przekraczając próg lokalu nie wnikałam w to, czego ode mnie chce. Ruszyłam w nieznanym kierunku. Nie zwracając uwagi na całujące się pod ścianami pary, szłam przed siebie szukając wzrokiem mojej siostrzyczki. Swoją drogą, co mogło ją natchnąć, żeby przyjść do takiej nory. Ogarniał mnie półmrok, który zaburzały nieregularne błyski kolorowych świateł. Krążyłam po sali dobre dziesięć minut. Ten lokal wbrew pozorom był ogromny A może tylko mi się tak wydawało. Jedno jest pewne, ilość ludzi na tej sali według mnie równała się ponad połowie ludzi z tego miasta. Nie rozpoznawałam tu jednak żadnej twarzy. Po pewnym czasie przeszłam na inną stronę tego klubu po której znajdowały się stoliki i ujrzałam Tamarę, z głową leżącą na blacie stolika A obok niej jakąś dziewczynę. Szybko podeszłam w ich stronę.
-O co tu chodzi?- pytałam głośnym tonem koleżanki mojej siostry, chcąc przekrzyczeć muzykę.
-Upiła się. I zasnęła. Chyba powinnaś zabrać ją do domu.-mówiła równie wstawiona koleżanka.
-Zamówiłem taksówkę, już czeka przed wyjściem.- dobiegł mnie męski głos z tyłu. Obróciłam się na pięcie. Wysoki był ten Piotrek... I całkiem nieźle zbudowany, nie powiem. Ale wracając... 
-Okey. Pomóż mi ją zabrać.-odezwałam się A chwilę później wychodzilismy już z klubu. Chłopak niósł moją siostrę na rękach prosto do taksówki. Usiadłam obok niej i pojechaliśmy pod wskazany przeze mnie adres naszego domu. Zapłaciłam taksówkarzowi z lekką nadwyżką, nie czekając na wydanie reszty. Podtrzymując siostrę by się nie przewróciła, zaprowadziłam ją do jej pokoju. Najgorsze było wyciągnięcie jej po schodach... jednak po ułożeniu jej w łóżku w bezpiecznej pozycji, uznałam, że tego dnia i tak już niczego się nie dowiem. Była w koszmarnym stanie.
-No to sobie porozmawiamy siostrzyczko...- rzuciłam wychodząc z pokoju. Po zrobieniu niecałych dwóch kroków w stronę schodów, rozległ się dzwonek do drzwi. Szybko zbiegłam i bez namysłu otworzyłam drzwi.
-Hej! Jak z nią?- zapytał. Ciekawe czy naprawdę go to interesowało czy nie wiedział jak zacząć.
-Jest. Hmm... Chyba nieźle. Jeśli można tak określić ten stan- uśmiechnęłam się jednym kącikiem ust, wypuszczając chłopaka do środka.
-Nie bądź dla niej zbyt surowa. Po prostu się upiła.- tłumaczył.
-Jeśli dla Ciebie upić się można "po prostu" to chyba oznacza że mogło się stać coś gorszego.
-Oj... tak a w sumie to nie. Ale tak boo.... No. Nie. Nie o to chodziło.- zaczął się mieszać.
-Spokojnie!- powstrzymałam go przed jeszcze większym zaplątaniem się.- zresztą, jak widziałeś, nie jest teraz w stanie do rozmowy. Jutro sobie z nią pogadam.
-Tylko spokojnie, bo nic Ci nie powie jak na nią wyjedziesz. 
-Czy ty mnie pouczasz jak mam rozmawiać ze swoją siostrą?
-Nie.. tylko mówię Ci, że wykrzykiwanie nic nie da.
-Znalazła się pomocna dłoń.- odrzekłam z sarkazmem.
-Zawsze i wszędzie w każdej potrzebie dla Ciebie.- recytował jak tekst z reklamy jakiejś chwilówki.
-Szkoda, że Cię nie było jak wciagałam ją po schodach.
-Poproszę herbatę.- znowu zręcznie odbiegł od tematu.
-Nie mamy herbaty.-odparłam z rozbawieniem. 
-Może być kakao.- kontynuował.
-Skończyło się.- prawie parsknęłam śmiechem.
-To co macie w tym domu?
-Emmm.. Mamy wodę. I... Gorącą czekoladę. Do wyboru do koloru.- szeroko się uśmiechnęłam. 
-Ehh... No to w takim razie gorącą czekoladę proszę.- puścił mi oczko. Zachichotałam i udałam się przygotować napój.
-Ejj! Aga!- krzyknął za mną.
-Słucham.- wychyliłam się zza filaru.
-Tylko uważaj na moją kurtkę.- dopiero po usłyszeniu tych słów przypomniałam sobie, że mam ją nadal na sobie. Była dosyć wygodna.
-Postaram się!- rzuciłam, przygotowując gorący napój. Po kilku minutach wróciłam do pokoju z dwoma parującymi kubkami. Postawiłam je na szklanym stoliku obok sofy i zwróciłam wzrok ku mojemu gościowi, który zajmował na niej miejsce. Usiadłam wygodnie na jednym z foteli, stojących naprzeciw kanapy.
-Pasuje Ci.-odezwał się z uśmiechem. W pierwszym momencie nie wiedziałam o czym do mnie mówi i w niemym geście, zmrużyłam brwi.-No kurtka.
-No to mamy problem.- rzekłam teatralnie.
-My? Jaki?- pytał zaskoczony tym zwrotem akcji.
-Taki, że twoja kurtka na mnie dobrze leży. A i ja ją polubiłam.-delikatnie uniosłam kąciki ust. Piotrek głośno się zaśmiał. No dobrze, dobrze... Wiem, że jeszcze niedawno miałam o nim raczej niepochlebną opinię. I o tym nie zapomniałam. Po prostu przez tą rozmowę nad jeziorem, przy błyskającym ogniu, trochę zmieniłam na jego temat zdanie. Wydawał się wtedy być taki bezbronny? Jeśli w ogóle można tak powiedzieć o dobrze zbudowanym chłopaku, który ma około dwóch metrów wzrostu. Nie wiedziałam, że już na pierwszej randce, chłopak zechce się przede mną otworzyć. Opowiedział mi skrót jego całego życia, które wydaje się być zupełnie inne niż mogłam sobie wyobrazić. Ale oczywiście jak zawsze to co piękne, szybko się kończy. Tak i tym razem. Nieszczęsny telefon zadzwonił i przerwał... No właśnie. Dźwięk telefonu przerwał niedoszły pocałunek. Co ja robię? Przecież to że opowiedział mi kilka rzeczy o sobie nie oznacza, że go znam. A tym bardziej nie oznacza, że powinnam go całować. Patrząc teraz na jego włosy, które ułożone były w nieładzie i szeroki uśmiech... Dołeczki na policzkach i błysk w oku chyba po prostu oderwałam się od rzeczywrzeczywistości. Na moment odpłynęłam i niechętnie z tamtąd wracałam.
-Aga? Aga wszystko gra?- Piotrek wyrwał mnie z krainy moich myśli.
-Tak wszystko okey. Dlaczego pytasz?- odezwałam się normalnym tonem.
- Opowiadam Ci tu o mojej miłości do gorącej czekolady A ty tylko się uśmiechasz. 
Boże, czy to ta chwila kiedy wychodzę na idiotkę? Moment kiedy zatracam się tak daleko w krainie moich marzeń, że tracę kontakt ze światem rzeczywistym. To musiało kiedyś nastąpić.

***

Na przykład jakiś rok temu mój kuzyn z którym zawsze miałam dobry kontakt, przedstawił mi swoją dziewczynę.
-Aga-Laura. Laura-Aga.-przedstawił nas Aleks.
-Część miło Cię poznać, Olo dużo dużo tobie mówił.-odezwała się ubrana na styl landryny dziewczyna.
I wtedy nastąpił moment kiedy to zatracam się w moich pokręconych myślach.
-Miód, malina i landryna.
-Aga! Co ty opowiadasz?-mówił zmieszany.- Ona tak nigdy...- zaczął tłumaczyć swojej koleżance.
Dziewczyna, której na imię było Laura, uciekła i już nie powróciła. Amen.
Krótka historyjka z mojego dziwacznego życia.

***

Cieszyłam się tylko z jednego. Na szczęście, w tym momencie, nie mówiłam na głos tego o czym myślałam. No cóż, czasami mi się tak zdarza.
-Przepraszam, chyba się zamyśliłam. - puściłam mu przepraszajacy uśmiech na co odpowiedział tym samym.
-No dobrze. A wracając do tematu mojej kurtki to chyba jednak będziesz musiała mi ją oddać.
-Hmm... Ona na prawdę mi się spodobała.- zaczęłam się z nim droczyć.
Chłopak wstał ze swojego miejsca.
-Może będziesz miała jeszcze okazję ją przymierzyć.-puścił mi oczko i dodał poważnie - A teraz już mi ją oddaj bo na dworze zrobiło się chłodno.
Wstałam z miejsca, zdejmując powoli kurtkę. Podałam mu ją, patrząc prosto w jego zielone tęczówki. Piotrek ubrał kurtkę i stał wciąż na przeciw mnie. On również świetnie w niej wyglądał. Między nami panowała cisza, którą postanowiłam przerwać.
-Dziękuję za dzisiejszy wypad. Było sympatycznie.-Sympatycznie?! Co ja gadam... -To znaczy... emm... bardzo miło.- dokończyłam lekko zmieszana. Spuściłam wzrok. Zrobiło mi się strasznie głupio a na policzkach poczułam piekące rumieńce.
-Ja też Ci dziękuję. Za sympatyczne spotkanie.- wyszczerzył zęby.-To ja już się zwijam.-dodał.
-Dobranoc - powiedziałam.
-Do zobaczenia.- rzekł i zniknął za drzwiami.

Tego wieczora, leżałam na łóżku przez dobry kwadrans, wpatrując się z uśmiechem w sufit. Nie pomyślałabym, że ten dzień może tak wyglądać. Był cudowny. No może pomijając sytuację związaną z Tamą. Nie wiem co odbiło tej dziewczynie, żeby się upić, ale postanowiłam że się dowiem.

***

Budzik dzwoni głośno a ja się przeciągam na łóżku. Znowu do mojego pokoju wbiega Snoopy i wskakuje na moje łóżko, kładąc się na mnie. Ten pies chyba nie zdaje sobie sprawy ile waży.
-Snoopy, chłopie. Złaź ze mnie.
No tak, właśnie przypomina mi się, że rodziców rodziców ma w domu a mój psiak pewnie jest już mega głodny. Wstaję niechętnie i kieruję się w stronę kuchni. Za mną krok w krok idzie głodna psina. Napełniam jego miski po brzegi wodą i karmą. Idę w stronę lodówki z której wyciągam mleko. Przygotowuję sobie miskę ulubionych płatków i ruszam przed kanapę. Tam włączam telewizję i oglądam jakąś komedię romantyczną o dwojgu ludzi których połączyła miłość do muzyki. Film jak to film, całkiem znośny. Interesująca obsada, fabuła trochę oklepana, Ale nie ma na co narzekać. Podczas napisów końcowych wyłączyłam sprzęt i udałam się do pokoju by doprowadzić do jakiegoś stanu w którym mogłabym się ludziom pokazać i nikogo nie przestraszyć. Ubrana w jasne, powycierane jeansy i blado-różowy t-shirt, związuję włosy w luźnego koka. Maluję jeszcze rzęsy i idę w stronę pokoju siostry. Staję przed drzwiami prowadzącymi do jej komnaty, biorąc głęboki wdech. Ostatecznie decyduję się zapukać. Nie słyszę jej głosu, więc chwytam za klamkę. "Wchodzę!"- mówiłam, otwierając drzwi. Zrobiłam krok w stronę łóżka. Na pierwszy rzut oka, w tym łóżku nikt nie leżał. Tama okryta była kołdrą aż po uszy. Zrobiłam kilka kroków w jej stronę i usiadłam na boku łóżka. Chwyciłam lekko za jej ramię i starałam się ją obudzić. "Tamara, obudź się. Tama!" I tak przez około 5 minut aż w końcu otworzyła zaspane i przekrwione po ostatniej imprezie oczy. Była w okropnym stanie. Byłam na nią zła, jednak zrobiło mi się jej szkoda.
-Czego chcesz?- wyjęczała oburzona tym, że ją obudziłam.
-Musimy porozmawiać.- powiedziałam sucho.
-Nie jestem teraz w stanie rozmawiać. Przyjdź później... kiedyś.
-Posłuchaj, ja wcale nie ch...
-Ała...- złapała się za głowę.- Jeśli chcesz pomóc, to nie siedź tu z tym swoim wielkim zadkiem, tylko przynieś mi jakieś proszki...- nagle wstała i wybiegła w stronę łazienki.

***

Dziewczyna wzięła szybki prysznic, wypiła gorąca herbatę i wzięła proszki na ból głowy. Nie dreczyłam już jej widząc, że na prawdę nie jest w stanie rozmawiać. Zasnęła szybciej niż się obudziła A ja wyszłam z pokoju przymykając drzwi. Zanosiłam właśnie brudne naczynia do kuchni. Usłyszawszy dzwonek do drzwi, postawiłam tacę na szafce w holu i otworzyłam drzwi. W progu zobaczyłam nikogo innego, jak Piotrka. Patrzył zatroskanym wzrokiem? Przepuściłam go w drzwiach i zaniosłam naczynia do zmywarki. Usłyszałam za plecami dźwięk zamykanych na klucz drzwi. Co mu jest? Boi się, że będę chciała uciec z własnego domu. To dziwne. No ale cóż w moim życiu jest normalne?
-Dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonu?- w jego głosie słychać było wyrzuty.- Wykonałem już chyba z dziesięć połączeń plus trzy, stojąc już przed twoim domem.
Zamknęłam, zapakowaną już zmywarkę. Odwróciłam się w jego stronę, opierając się przy tym o blat. Patrzyłam na niego przenikliwym wzrokiem. Stał wyprostowany i nieznacznie gestykulował prawą dłonią. Na czole chłopaka pojawiły się zmarszczki. Wyglądały wtedy zupełnie tak, jakby się nad czymś zastanawiał, tylko teraz w kompozycji z oczami, przybrały znacznie bardziej ekspresywny wyraz.
Stałam tak i patrzyłam na niego, słuchając przy tym jak bardzo się wkurzył tylko dlatego, że nie odbierałam od niego telefonu. Zaraz, zaraz... wiem, że nie jestem najlepsza z matmy Ale doliczyłam się trzynastu połączeń od niego. Tyle nieodebranych w tak krótkim czasie, to musi coś znaczyć. Może nie jestem mu obojętna. A jego wyrzuty świadczą, że jednak się przejął. Stój Aga! Nie wyobrażaj sobie za dużo. Może to tylko pozory.
-A teraz nie zamierzasz się odzywać, tak?-z rozmyślań wyrwał mnie jego przyjemny niski głos.
-No tak.- odparłam nieświadomie się uśmiechając.
-Dlaczego?- pytał już spokojniejszym głosem.
-Bo wydzwaniasz do mnie więcej niż moja mama i wpadasz do mojego domu z wyrzutami, że nie odbieram.-mówiłam zrównoważonym głosem. Przestał marszczyć brwi.
-Tak ciężko było odebrać i powiedzieć, że nie masz ochoty ze mną rozmawiać?
-Tama się obudziła.-zmieniłam szybko temat.
-Rozmawiałaś z nią?-zapytał spokojniejszym tonem.
-Jest w na prawdę złym stanie, może jutro uda mi się z niej coś wyciągnąć.
-To dobrze.-nastała chwila niezręcznej ciszy. Wpatrywałam się w płytki, które wydały się wtedy bardzo ciekawe.
-Jesteś na mnie zła?-dobiegł mnie jego głos. Spojrzałam w zielone tęczówki, w jego oczach malowało się teraz zatroskanie. Jestem w szoku jak szybko wyraz jego oczu potrafi się zmieniać.
-Za to że chcesz mnie kontrolować? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Oj Aga... To nie miało tak wylądać.- nie odzywałam się, czekając na tłumaczenie.- Po prostu myślałem... to już i tak bez znaczenia.- spóścił w dół głowę.
Do kuchni wbiegł Snoopy, który stojąc na przeciwko Piotrka zaczął warczeć.
-Nie wspominałaś, że masz psa.-wydusił trochę drżącym głosem.
-Bo nie pytałeś.- mówię i uspokajam psa.
-Może go zabierz, bo nie wygląda na to, że mnie polubił.
-Snoopy! Chodź do mnie psiaku- wołam owczarka, który od razu znajduje się przy mnie.
-Boisz się psa?-teraz zwracam się do Piotrka.
-Wygląda dość agresywnie.-zaczął się tłumaczyć.
-Mój Snoopy agresywny?-patrzę w oczy psu A ten zaczyna mnie lizać po twarzy.-Przyznaje. Bardzo agresywny.-oboje zaczynamy się śmiać. W podświadomości dziękuję Snoopiemu, że przerwał lekko niezręczny moment.
-Podaj mi dłoń.-mówię do Piotrka wyciągając rękę w jego stronę. On niepewnie wyciąga dłoń, nie wiedząc czego ma się spodziewać. -No nie bój się.- rzekłam, posyłając mu jeden z najmilszych uśmiechów. Nasze dłonie się złączyły przez krótką chwilę. 
-Daj mu poznać swój zapach.-Snoopy smyra mokrym nosem jego dłoń.
-Śmieszne uczucie.-mówi.
-A teraz możesz go pogłaskać pod pyskiem.-mówię i się uśmiecham. Prowadzę jego dłoń i chyba zdaję sobie świadomość, że nie chcę jej puszczać.
-Już nie wydaje się być taki agresywny.-rzekł Piotrek i przysłał mi ten swój czarujący uśmiech. Jego wypowiedź skwitowałam szczerym śmiechem.
-Bo widzisz... Czasami osądzamy kogoś po wyglądzie, nie zdając sobie sprawy jaki jest naprawdę.-zwrócił głowę w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały.
-Masz jakieś plany na dzisiaj?-zapytał.
-Nie, a ty masz jakieś propozycje?
-Nawet dwie.-zabawnie poruszył brwiami.
-Pierwsza to zabrać Cię stąd, A druga to niespodzianka.
-Zaintrygowałeś mnie tą drugą propozycją...
-Więc się zgadzasz?
-Zgadzam się na tą pierwszą propozycję.-mówię.
-One są w pakiecie-uśmiechnął się promiennie.
Podniosłam się z podłogi i stanęłam w progu kuchni.
-Długo jeszcze zamierzasz tu siedzieć? Myślałam, że chcesz mnie gdzieś zabrać.- uśmiechnęłam się szczerze. Piotrek również wstał z kuchennej podłogi i zbliżył się do mnie.
- Snoopy idzie z nami.-Powiedziałam do Piotrka
-Poczekaj na mnie przed domem zaraz będę. Pobiegłam schodami do góry, otworzyłam szybko szafę i wyjęłam z niej pierwszą lepszą kurtkę. Założyłam na siebie w drodze chwyciłam smycz i wybiegłam przed dom.
-No wreszcie!-westchnął uradowany chłopak.
-Nie przesadzaj, wcale nie czekałeś na mnie tak długo.
-Bez ciebie każda chwila dłuży mi się w nieskończoność.-powiedział a nasze spojrzenia znów się spotkały. Uwielbiam patrzeć w te jego szalone, zielone oczy. Schyliłam się do psiaka i zapięłam mu smycz, natomiast on jak zawsze polizał mnie po policzku.
-No już Snoopy. Też Cię kocham ale zaraz zmyjesz mi całą tapetę.-zażartowałam. Piotrek też chwycił joke bo już chwilę później śmiał się ze mną.-No okey możemy iść.-powiedziałam, stając na przeciw Piotrka.

***

Mija dwadzieścia minut A my wciąż idziemy na przód. Minęliśmy już moją ulubioną kawiarnię z dzieciństwa w której zamówilismy po kawałku szarlotki A teraz wciąż na przód. Przyznam się, że nie znam już tych terenów. Nigdy nie chodziłam po tej stronie miasta.
-Piotrek, daleko jeszcze?-pytam przerywając ciszę.
-Nie, nie, to już niedaleko.-odpowiada i wciąż na przód.
Dochodzimy do jakiegoś lasu. Idziemy wydeptaną ścieżką. Najpierw prosto, później skręcamy koło Starego dębu, na którym zawieszona była tabliczka, że jest to zabytek przyrody czy coś w ten deseń. Później znów przed siebie i w prawo. To ten... Chyba się zgubiliśmy. 
-Powinniśmy być już dawno na miejscu, chyba pomyliłem drogi.
-Jedno pytanie.-Zwrócił wzrok w moją stronę-byłeś już tu kiedyś?
-No jasne że byłem. Nieraz.-patrzę na niego przez chwilę przenikliwym wzrokiem i nic nie mówię. Wygląda teraz tak uroczo. Zakłopotany co chwilę mierzwi sobie dłonią włosy.
-No nie patrz tak na mnie, na serio tam byłem. Tylko, że wtedy szedłem z drugiej strony lasu.-lekko się uśmiecham.
-Ale tą stroną też powinniśmy dotrzeć.-przegarnia zdenerwowany włosy, które opadają mu na oczy.
-Spokojnie, przypomnij sobie jak powinniśmy iść tą dróżką. Siadam na dużym kamieniu, który stoi nieopodal.
-No prosto później koło dębu w prawo, później prosto i w lewo. No i nadal jesteśmy w tym samym miejscu, przy tym samym głupim dębie.
-Może dlatego, że Pan przewodnik pomylił strony.-ogarnęła mnie głupawka A Piotrek nie wiedział o co mi chodzi.-Mówisz lewo skręcasz w prawo.-wytłumaczyłam Ale on chyba nie zrozumiał bo wciąż patrzył na mnie pytająco.
-Najpierw w prawo A później w...?- zmusiłam go by dokończył.
-No w lewo i co z tego?
-To że my ciągle skręcaliśmy w prawo i przez to kręciliśmy się wokół tego dębu Sherlocku.
-No tak!-wykrzyknął, jakby dostał olśnienia.-Jesteś genialna!
-Dziękuję, mimo że sam na to wpadłeś.
-Ale ty mnie naprowadziłaś na dobry trop Doktorze Watson.-puścił mi oczko.
-Po prostu Aga-wyciągnęłam w jego stronę dłoń. Chwycił ją, pomagając mi tym samym wstać z kamienia. W jednej sekundzie znaleźliśmy się bardzo blisko siebie. Chłopak spojrzał w górę i uśmiechnął się czarująco, tak jak to miał w zwyczaju robić A mi wtedy miękły kolana. Ja również zwróciłam głowę w kierunku w którym przed chwilą patrzył Piotrek i już wiedziałam co jest elementem, który wywołał uśmiech na jego ustach.
Nie wiem jakim sposobem Ale staliśmy właśnie pod jemiołą. Na moich policzkach poczułam ciepłe rumieńce i odruchowo spuściłam wzrok. On uniósł kciukiem mój podbródek i nasze oczy znowu się spotkały. Chyba zauważył moje zakłopotanie, przez które lekko przygryzłam dolną wargę. Dlaczego następują takie momenty w których tracę moją pewność siebie?
-Jesteś słodka kiedy się zawstydzasz.-wyszeptał wprost do mojego ucha.
Przez plecy przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Mógłby mi tak szeptać do końca świata. Kocham jego głos, który fantastycznie komponuje się z jego osobą. Jego zadziorny uśmieszek i hipnotyzujące spojrzenie. Poczułam na policzku jego delikatne usta, które złożyły mi pocałunek. Całkiem romantyczny klimat, gdyby nie Snoopy, który jak na złość zaczął szczekać. Oboje zaśmialiśmy się cicho, spuszczając w dół spojrzenia.
-Snoopy! Ćśś... - przytrzymałam palec przy ustach.
-On ma rację.-odezwał się zielonooki.- powinniśmy iść bo zaraz się spóźnimy.
-Nie wiedziałam, że się śpieszymy.-powiedziałam patrząc raz w jego oczy raz na usta, którymi jeszcze kilka sekund temu musnął mój policzek.
-Bo nie śpieszyliśmy się. Ale zmienił to jeden mały incydent ze zgubieniem nas w lesie.
-Ej spokojnie! Już się tak tym nie przejmuj. Aż tak ucierpiała Twoja męska duma, przez pomylenie ścieżki w lesie?-uniosłam jedną brew mu górze.
-Tylko troszkę.- to "troszkę" oznaczała przestrzeń między kciukiem A palcem wskazującym w geście, który wykonał chłopak mówiąc te słowa. Biorąc pod uwagę naszą rozmowę i osobę, która wykonała ten gest, muszę przyznać że ten gest z deczka mnie rozbawił.
-Przynajmniej obaliłeś dzisiaj kolejny mit, który powstał na twój temat.
-Tak?-chwycił moją dłoń.-Jaki mit?-ruszyliśmy w dobrym tym razem kierunku.
-Nie masz najlepszej orientacji w terenie mój drogi.
-Pff... To przez ciebie!-powiedział z wyrzutem.
-Przeze mnie?!-udawałam poruszoną-Najlepiej oczywiście zwalić wszystko na mnie. Bo to rzecz jasna moja wina, że pomyliłeś kierunki.
-Tak.-krótko stwierdził.
-Pff...-teraz ja wypuściłam z płuc nadmiar powietrza.
-Przez Ciebie nie mogę się skupić na drodze.
Zapanowała między nami cisza, którą przerwałam, gdy znowu chłopak chciał skręcić w złą stronę. Stanęłam jakby mnie wmurowało w podłoże A Snoopy razem ze mną.
-A teraz co znowu?-zapytał patrząc na mnie.
-Teraz w lewo.-starałam się powstrzymać od śmiechu Ale to było silniejsze ode mnie. Zmieniliśmy teraz kierunek na poprawny. Szłam z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Już się tak nie ciesz bo Ci mucha do ust wpadnie.-mówił zły, nawet na mnie nie patrząc, że to znowu ja miałam rację co do drogi. Teraz z tej całej złości mocniej trzymał moją rękę.
-Jak się wściekasz to masz tu taką żyłkę.-wskazałam drugą dłonią w której trzymałam smycz Snoopiego, na jego szyję. Spojrzał na mnie przez ramię i posłał jeden z tych swoich czarujacych uśmiechów. Wiedziałam już, że się nie gniewał.
-To już tu.-powiedział i uniósł zbędne gałęzie krzaków, które przeszkadzały w przejściu. Jak na gentlemana przystało przepuścił mnie przodem.
Moim oczom ukazała się polana porośnięta łąkowymi kwiatami, na której środku znajdowała się drewniana chatka. Wyglądała jak z jakiegoś filmu. Trochę stara Ale dzięki temu tworzyła świetny klimat z otaczającym tłem łąki i lasu. Przed drzwiami prowadzącymi do środka znajdowała się śliczna, duża weranda i może jestem niepoprawna Ale kiedy ją ujrzałam w głowie wyobraziłam sobie jak letnim popołudniem czytam sobie tu książkę. W oknach, które jak przystało na starą chatę znajdowały się kraty. Naokoło budynku znajdował się drewniany płotek, po którym już było widać upływający czas. Obok chatki, na łące znajdowała się równie stara, drewniana ławeczka. To miejsce miało niesamowity klimat. Odpięłam smycz Snoopiego, który radośnie machając ogonem biegał w kółko, zwiedzając nowe miejsce. Ja nadal oczarowana stałam pochłaniając oczami to miejsce.
-Całkiem znośne miejsce na spacer, prawda?-spytał po czym otworzyłam szeroko oczy i uniosłam głowę do góry, ponieważ był ode mnie wyższy.
-Żartujesz? Tu jest cudownie!-wykrzyknęłam obracając się wokół własnej osi.
Wróciłam szybko w stronę śmiejącego się szeroko chłopaka. Złapałam go za dłoń a z moich ust wydostał się potok słów.
-To opuszczony domek?-potwierdził kiwając głową na "tak". -Byłeś tu kiedyś? To znaczy racja że byłeś-upomniałam się-przecież wspomniałeś o tym w drodze, kiedy to się zgubiliśmy. Ale tu jest fantastycznie! Szkoda, że nie wiedziałam nigdy o tym miejscu. A ty wiedziałeś o nim od dawna?-prawie eksplodowałam z egzaltacji.
-Hmm... To może po kolei...-na jego twarzy ukazał się dołeczek z uśmiechu.
-Znam to miejsce od dzieciństwa, więc byłem tu niezliczenie wiele razy.-tłumaczył mi powoli, jednak mnie rozpierała od środka ciekawość poznania nowego miejsca.
-Możemy tam wejść?-pytałam z wielką nadzieją w głosie.
-Myślę że to...-zrobił przez chwilę poważną minę- kto ostatni ten z powrotem niesie wygranego na barana do domu!-wykrzyknął Ale ja wystartowałam już w połowie jego wypowiedzi.-Grasz nie fair!-usłyszałam za plecami.

***

-Pierwsza!-krzyknełam radośnie będąc przy drzwiach chatki. Odwróciłam się A on już był koło mnie.
-Za szybko wystartowałaś, to się nazywa falstart. I tak dałbym Ci fory... 
-Ej!- uderzyłam go pięścią w rękę.
-Auć... Osz ty wiedźmo!-zaczął mnie gilgotać.
-Dobra! Już! Stop! Wystarczy! No już przestań! Piotrek!-krzyczałam między napadami śmiechu. Chłopak pozwolił mi złapać oddech, odsuwając się, robił przy tym pomiędzy nami małą przestrzeń. Uspokoiłam się i odpowiedziałam:
-I tak to ty mnie zanosisz do domu.
-Niech Ci będzie.-mówił udając urażonego.
- Dobra, wchodzimy!-rzekłam łapiąc za klamkę. Przekręciłam ją i drzwi się uchyliły. Zdziwiłam się w myślach, że to było takie proste. Odwróciła się by złapać to za rękę i przeszłam próg chaty. Wnętrze było całkiem przestronne, biorąc pod uwagę jakim małym budynkiem wydawała się chatka z zewnątrz. Puściłam dłoń Piotrka i swobodnie zaczęłam zwiedzać kąty.
-Całkiem tu przytulnie-powiedziałam i w tym samym momencie trzasnęły drewniane drzwi. Spanikowałam i zaczęłam się drzeć w niebo głosy, szukając przy tym postaci chłopaka. Było strasznie i ciemno, bo jedyne światło, które dostawało się do środka pochodziło z otwartych drzwi. Okna były pozasłaniane zasłonkami. Pędziłam w nieznanym kierunku, po omacku aż natknęłam się na wysoką postać, którą jak miałam nadzieję był Piotrek jednak mu mojemu zdziwieniu był to wieszak, z którego przez moją niezdarność spadł kapelusz i płaszcz, który na mnie wylądował. Do chatki wybiegł w tym momencie Snoopie, dając tym samym światła, dzięki któremu bez problemu znalazł mnie chłopak. Pies zdarł ze mnie ten pieprzony płaszcz.
-Aga, już dobrze.-mówił spokojnym głosem.-to tylko wieszak.
Zaczęłam się śmiać przez strach.
-Dzięki Snoopie-pogłaskałam przyjaciela po pysku.
-A ja to co?-odezwał się chłopak.
-Tobie też dziękuję. Ale będę jeszcze bardziej wdzięczna, kiedy już opuściły tą chatę.
Nie musiałam go bardziej przekonywać i po raz kolejny tego dnia chwycił moją dłoń, wychodząc z tego upiornego domku.
-Wreszcie światło dzienne!- mówiłam uradowana. 
-A właśnie, światło! Na miłość Boską, zapomniałbym o niespodziance.-krzyknął i pociągnął mnie za rękę.

czwartek, 17 marca 2016

Cynamonowa miłość cz.III



Po otworzeniu drzwi ujrzałam uchylone okno. Chłopaka nigdzie nie było. Podeszłam w stronę okna, by je zamknąć. Zobaczyłam tylko odjeżdżającego na swoim motocyklu, Piotrka.
* * *

Kolejny dzień... Pobudka i miła niespodzianka na sam poranek. Łazienka była wolna. Szybko ogarnęłam się i zeszłam na śniadanie. Czekały już na mnie przepyszne naleśniki z dżemem. Zdążyłam na autobus. Czyżby nie prześladowało mnie już to dziwne fatum? Wchodzę do szkoły jak co dzień i czuje na sobie spojrzenia wszystkich wokół. O co im może chodzić? Może jestem brudna.. Spoglądam na swoje ubranie lecz nie widzę, żadnej plamy. Udaję się pod klasę, gdzie spotykam moich przyjaciół.
-Wiecie o co chodzi im wszystkim?-pytam ze zdziwieniem.
-Wszyscy wiedzą o twojej „pomocy koleżeńskiej” Chodakowskiemu.-mówi Alek.
-No i co z tego, to chyba moja sprawa.-odpowiadam.
-Nic nie rozumiesz-włącza się Mela.-On jest w szkole i wszyscy mówią, że „ładnie” się uczyliście.- na „ładnie” poruszyła znacząco brwiami.
-Przecież wiecie, że nawet się nie zjawił...
Mija pierwsza godzina lekcyjna. Później kolejna. Następuje długa przerwa. Wychodzę wraz z moją ekipą na szkolne boisko i zajmujemy ławkę pod drzewem. Podchodzi do nas Piotrek.
-Mam dwójkę z chemii, koleżanko.-dosiada się bez pytania.
-I wszystkim opowiadasz, że to ja cię uczyłam?-pytam. Widząc go nie wiem do końca jak powinnam się zachować po jego wczorajszej, wieczornej wizycie u mnie.
-Chodź.-łapie mnie za rękę i ciągnie w miejsce w którym nie ma nikogo.
-Po co mnie tu zaciągnąłeś?-pytam.
-Chodzi o tą naukę... I wczorajszy wieczór...-milczę i daję mu się wypowiedzieć.-Bo ty nic nie rozumiesz...
-No właśnie. Chciałabym zacząć rozumieć.-powiedziałam, na co westchnął głośno.
-Zawsze taka jesteś?- rzekł z bulwersem.
-Ja? Czego ty ode mnie chcesz?- rzucam. Nastaje chwila ciszy. Parskam i obracać się na pięcie. Chwyta mnie za nadgarstek i odwraca w swoją stronę. Patrzymy sobie w oczy. Dzieli nas niebezpiecznie bliska odległość.
-Chce się z tobą umówić wariatko.-mówił poważnie a w jego oczach błysnęły małe iskierki. Nie wiedząc co powiedzieć, stałam jak słup, wpatrując się w jego oczy.
-Dzisiaj. Szesnasta. Będę po ciebie.
Odszedł jakby nigdy nic. Otrząsnęłam się, uświadomiwszy sobie, że stoję sama i przyglądają mi się moi przyjaciele. Co się ze mną dzieje? Nie potrafiłam mu nic odpowiedzieć. W sumie, postawił sprawę jasno. Dzisiaj o szesnastej... Dzisiaj o szesnastej idę z nim... na randkę? Po podejściu do znajomych, zdałam im pełną relację z naszej rozmowy, nie opuszczając wątku o spotkaniu.
-Wiedziałam.-skomentowała Mela, przybierając dumną minę.
Co jak co, ale ona lubi mieć rację. Mimo uczucia niedowierzania pojawił się na mojej twarzy nieśmiały uśmiech.

* * *

Lekcje mijały mi bardzo wolno, na rozmyślaniach o spotkaniu z Piotrkiem. Po głowie krążyło mi tysiąc pytań. I jeszcze ta jego wieczorna wizyta w moim domu... Znowu się uśmiecham. Jak określiła moje zachowanie Tamara:
Zachowujesz się jakoś dziwnie. To znaczy, ty zawsze byłaś dziwna ale dzisiaj to już mega cię wzięło.”
Zrobiłam z siebie wtedy idiotkę a jemu nadal zależało na tym spotkaniu...
Pomyślałam, że nie będę się stroiła na to spotkanie. Randkę. Nadal to do mnie nie dociera. Ja i on. Piotrek Chodakowski, największy łobuz w szkole zaprosił mnie, uważaną za kujonkę dziewczynę na randkę. Po bardzo długich rozmyślaniach postanowiłam się ogarnąć. Wyszłam już na głupią, więc ten tytuł mi wystarczy. Nie potrzebuję kolejnego trofeum za „niechlujnie ubraną kujonkę”. Założyłam czarne rurki i szary t-shirt z napisem „Joke”. „Żart”. Ta bluzka najlepiej określa mnie dzisiaj. Wydaje mi się, że wszystko co dzieje się wokół mnie to jeden wielki żart. Do tego stroju dopasowałam koszulę w niebiesko-czarną kratę i czarne trampki. Do małego plecaka włożyłam najpotrzebniejsze rzeczy. Schodziłam na dół i będąc w połowie schodów, usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie spiesząc się, pokonałam kolejne stopnie i przekręciłam zamek. Byłam sama w domu. Z tego co wiedziałam, moja siostrunia spotykała się z tym... Z Arturem.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam opierającego się o futrynę drzwi Piotrka. Z jego twarzy nie schodził ten łobuzerski uśmieszek. Przez przypadek zamyśliłam się patrząc mu w oczy i to spowodowało, że moje spojrzenie nie schodziło w innym kierunku przez około dziesięć sekund. Co też on sobie o mnie pomyślał... Wpatrywałam się w niego jak sroka w gnat. Rozwichrzone naturalnie włosy w lekkim nieładzie, dodawały mu uroku. Zielonooki również nie spuszczał wzroku.
-Wejdź.-ocknęłam się, zmierzając w stronę kuchni. Dlaczego przy nim tracę zmysły? Chyba mi się to nie podoba. To dziwne uczucie. Nie potrafię go opisać. Przy nim czuję się zakłopotana a patrząc w zielone tęczówki przypominam sobie łąkę znajdującą się przy domu babci.
-Chyba nie zapomniałaś, że dzisiaj cię porywam?-słyszę jego niski głos za sobą. Wywołuje on lekkie dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
-Jasne, że nie. Wezmę tylko wodę.-rzekłam nie patrząc na niego.
Rodzice zostawili na kuchennym blacie kopertę z pieniędzmi i krótkim liścikiem.
Dziewczyny! Zostawiamy wam pieniądze na czas naszej nieobecności. Tylko gospodarujcie nimi dobrze. Papa Mama i Tata. Ps. Wracamy za tydzień i chcielibyśmy, żeby ten dom jeszcze stał :)”.
-Ehh.. No tak... Czego tu się było spodziewać.-mówiłam bez zastanowienia, tak jakbym była tu sama, całkowicie zapominając, że niecałe dwa kroki ode mnie stał chłopak.
-Coś się stało?-spytał z wyraźną troską i zaniepokojeniem w głosie.
-Nie, nie. Nic takiego.- potrząsnęłam lekko głową. W kopercie był równy tysiąc złotych. Odliczyłam dokładnie połowę dla siebie a resztę schowałam z powrotem do koperty. Wiedziałam, że Tamara rozpstryka kasę na ciuchy. Byłam uczciwa i z tego powodu, zostawiłam siostrze należną jej część.
-Wow. To kupa kasy.-zrobił duże oczy, kiedy chowałam do portfela swoją połowę. Nie chciałam wyjść na szpaniarę mówiąc, że dla moich rodziców to drobnostka, choć to była prawda. Powiedziałam tylko:
-Tak masz rację. Idziemy?
-Yhm.-wymruczał. Z jego miny można było odczytać konsternację, jednakże udawałam, że tego nie widzę.-Myślałem, że poznam twoich rodziców, twój tata zrobi mi jakieś przesłuchanie. Zapyta gdzie cię zabieram i czy nie jestem jakimś nieodpowiedzialnym szczeniakiem.
-No cóż... Myliłeś się.- odpowiedziałam.
Nie odzywaliśmy się do siebie, oboje zakłopotani sytuacją.
-Trzymaj się mocno bo spadniesz.-mówił z uśmiechem, unosząc lekko swoją czarną kurtkę, bym złapała go w pasie. Poczułam się trochę niezręcznie, jednak wykonałam polecenie.
-Gdzie mnie zabierasz?-zapytałam.
-Panna ciekawska się odezwała.-zrozumiałam, żeby więcej nie pytać bo i tak niczego się nie dowiem od tego chłopaka.
Ruszyliśmy z mojego podwórka w stronę kawiarni, którą odwiedzałam jako dziecko. Przychodziłam tutaj z opiekunką. Zamawiałam zawsze duże czekoladowe lody z posypką. Tamara jako młodsza siostra, papugowała mój wybór i również życzyła sobie pucharek czekoladowych lodów. Zaczynało się wtedy droczenie. Nadia, nasza opiekunka starała się nas uspokoić, niestety dawałyśmy jej wytchnienie dopiero, gdy kelnerka przyniosła nasze zamówienie. Pałaszowałyśmy wtedy lody w wielkim skupieniu, spoglądając od czasu do czasu na staw znajdujący się za szybami kawiarni.
Wiatr otaczał nas i mimo, że lato zbliżało się ku końcowi było całkiem ciepło. Trzymając w ramionach „pana legendę” i przemierzając z nim kolejne kilometry trasy, uświadomiłam sobie, że coś zaczęło się zmieniać. Od kiedy go poznałam, nic nie było już takie samo. Pod wpływem jego obecności, stałam się inna. Mniej zasadnicza, bardziej spontaniczna... No bo przecież, jeszcze miesiąc temu, gdyby zaproponował mi randkę, jakiś inny chłopak, wliczając w to jazdę motocyklem, to bezwzględnie bym mu odmówiła. Serce o mało nie wyskoczyło mi z klatki, przez tą szybką jazdę, jednak nic nie krzyczałam. Nie darłam się, że jest jakiś nienormalny, rozwijając takie prędkości. Po prostu byłam i cieszyłam się z tej chwili, uświadamiając sobie, że to może się już więcej nie powtórzyć. To uczucie można chyba nazwać szczęściem. Co ten chłopak ze mną robi? Przy nim się zmieniam... Przy nim chcę robić rzeczy szalone, na które wcześniej bym się nie odważyła.
Zatrzymaliśmy się na wysokim wzgórzu z którego było widać rozciągający się na dole wielki zbiornik wodny. Widok był imponujący. Obok jeziora był duży, mieszany las. Piotrek stanął przodem do jeziora, zostawiając mnie tym samym za sobą. Podeszłam do niego i stanęłam tuż obok.
-Ładnie tu.-rzekłam, przerywając ciszę.
-Co?-zapytał jakbym wyprowadziła go z transu.
-Mówię że mi się tu podoba.-odpowiedziałam.
Uniósł jeden kącik ust do góry a w oczach znów zatańczyły te żywe ogniki.
-Chodź-złapał moją dłoń.-pojedziemy tam-wskazał palcem plażę na jednym z brzegów jeziora. Pokiwałam twierdząco głową i usadowiłam się na maszynie za chłopakiem.

* * *

Siedząc na piasku i wpatrując się w hipnotyzujące ruchy wody nie myślałam o niczym. Chyba po raz pierwszy od dawna żyłam tym co tu i teraz. Liczyła się tylko dana mi przez los chwila. Teraźniejszość bez kropli codzienności była dla mnie czymś nowym, nieznanym, ciekawym... Z tego stanu wyrwał mnie głos chłopaka, dzięki któremu mrzonki stały się rzeczywistością.
-Zdejmij koszule.- rozkazał z rozbawionym wyrazem twarzy.
-Po co?- pytałam zaskoczona.
-No rób co mówię!- dodał już bardziej zniecierpliwionym tonem. Posłusznie zdjęłam koszule w kratę i stałam teraz przed nim w szarym t-shircie. Podbiegł w moją stronę i załapał w pasie unosząc w powietrzu. Ta sytuacja była dla mnie wielkim zaskoczeniem.
-Co ty robisz?- pisnęłam wysokim głosikiem.
-Koleżanko, przestań zadawać pytania.- mówił patrząc mi w oczy. Jego wzrok był przenikliwy. Gdy patrzył mi w oczy miałam wrażenie, że zagląda w moją duszę, czytając przy tym moje myśli.
-Chyba nie chcesz mnie skąpać.- bardziej twierdziłam niż pytałam.
Zrobił dwa kroki w stronę brzegu, patrząc na moją reakcję. Udawałam, że mnie to nie rusza. Byłam prawie pewna, że nie zrobiłby tego. Nie wiem dlaczego ale zaczęłam mu ufać. Chłopak zrobił kolejne dwa susy w stronę wody. Teraz już brodził po kostki w wodzie. Na jego twarzy pojawił się grymas, świadczący o temperaturze wody. Nie musiał go robić bo i tak zauważyłam na jego rękach gęsią skórkę.
-Zimno Ci.-odezwałam się.- lepiej wyjdź z tej
wody.
-Martwisz się o mnie?-zapytał i uśmiechnął się szelmowsko. Nic nie odpowiedziałam tylko spuściłam głowę w dół. Czując ciepło w policzkach. O nie! Tylko nie rumieńce... na pewno to zauważył.
-Od kiedy to Panna Pytalska, martwi się o takiego chuligana?-mówił drwiąco.
-Nie martwię się. Po prostu nie chcę żebyś nas oboje utopił.- mówiłam na obronę co przyszło mi na myśl. Zachwiał się i nie rozluźniając uścisku oboje wpadliśmy do wody. Wynurzyłam się z wody i zaczęłam się na niego drzeć.
-Zachowujesz się jak niedojrzały dzieciak-wyrzynałam w tym momencie swoje ubranie. On teatralnie przegarnął swoje niesforne włosy, które opadały mu na czoło.
-Myślałam, że chociaż trochę jesteś...-ucięłam wychodząc na brzeg.
-"Myślałam że chociaż trochę jesteś..."? Dokończ.
-Doroślejszy-mówiłam zwracając się w jego stronę.
-To znaczy, że o mnie myślałaś.- stwierdził z zadowoleniem.
-Nie odwracaj kota ogonem.
-Może i jestem niedojrzałym dzieciakiem Ale widzę, że nie lubisz rozmawiać o swoich uczuciach.
-Świetne spostrzeżenie Sherlocku.-wyszeptałam patrząc w dół. Zrobił dwa susy wziął swoją ciemną skórzaną kurtkę i okrył nią moje ramiona. Moja szczęka zaczęła zgrzytać z zimna.
-Usiądź, zaraz rozpalę ognisko.
-Potrafisz?- zrobiłam zdziwioną minę Ale natychmiast przypomniałam sobie o pewnej historii, która krążyła po szkole. Dotyczyła ona Piotrka. Wszyscy opowiadali, że podczas jego tygodniowej nieobecności w szkole, uciekł do lasu i mieszkał w szałasie, który sam sobie zrobił. Miał do dyspozycji tylko butelkę wody i zapałki.-No tak. Przepraszam zapomniałam.
Uśmiechnął się zniewalająco i odparł układając suche gałęzie w stożek.
-O czym sobie przypomniałaś?- spojrzał na mnie a w jego spojrzeniu była beztroska.
-O... Niczym ważnym.- nie chciałam poruszać tematu plotek bo jeszcze okazało by się prawdą,że podczas jednego z biwaków zjadł nie surowe serce wilka.
-Mam nadzieję, że nie wierzysz w to co gadają ludzie w szkole.-rozpalił ognisko i zajął miejsce obok mnie.
-Czyli nie byłeś sam przez tydzień w lesie?- na moje pytanie wybuchł śmiechem co mnie trochę zakłopotało.
-Okey, nie było pytania.- dodałam.
-Było.-wspomniał.-A więc takie rzeczy opowiadają... a co do odpowiedzi to nie, nie buszowałem w lesie.-uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na niego z rozbawieniem.W Peru też nie skakałem ze spadochronem. I nie zabiłem nigdy żadnego zwierzęcia ani człowieka.-opowiadał dalej.-Ludzie opowiadają różne rzeczy o mnie ale jak widzisz, większość z nich jest nieprawdą.
-To znaczy że w Afryce też nie byłeś?-pytałam dalej, tym razem spodziewając się jego odpowiedzi.
-Bzdury wyssane z palca.- skomentował.
-Dlaczego po prostu nie zaprzeczasz, słysząc te wszystkie plotki?-pytałam zaciekawiona.
-Bawią mnie te wszystkie historyjki. Nie chcę psuć im zabawy.
Rozmawialiśmy tak przez kilka godzin. Nawet nie wiadomo kiedy zaczęło się ściemniać. Ogień oświetlał przestrzeń wokół nas. Rozmawiało nam się świetnie. Ja opowiadałam o legendach, które krążyły po szkole a on na bieżąco zaprzeczał. Jego oczy wciąż się śmiały a na ustach miał ten swój zniewalający uśmiech. Co chwila zatracałam się w spojrzeniu jego zielonych oczu. Ogień świetnie się rozpalił a nasze ubrania po pewnym czasie były już suche. Po naszej rozmowie odważyłam się w końcu zapytać o sprawę, która mnie od jakiegoś czasu zaczęła bardzo ciekawić.
-Po obaleniu tych wszystkich mitów na temat „sławnego Chodakowskiego”, zastanawiam się, gdzie znikałeś na całe dnie?-z jego twarzy znikł uśmiech. Chłopak odchrząknął i zaczął opowiadać.
-Rok temu...mój ojciec był bardzo chory-spojrzał przed siebie.-Ostatnie kilka tygodni swojego życia spędził na szpitalnym łóżku, podpięty do jakiś urządzeń. Nie byłem w stanie chodzić do szkoły. Całe dnie spędzałem u jego boku, chcąc nacieszyć się jego widokiem. Wiedziałem, że śmierć stoi za drzwiami...-znów spuścił w dół głowę.-Potem, brakowało mi go. Nienawidziłem spędzać czasu w domu, widząc moją matkę. Starała się nie pokazywać jak bardzo ją to bolało ale słyszałem jak płakała po nocach. Rano budziłem się i widziałem jej podpuchnięte oczy i coraz bardziej docierało do mnie, że jego już z nami nie ma. Uświadamiałem sobie, że już nie wróci...-spojrzał w moją stronę smutnym wzrokiem a po policzku spłynęła mu łza. Przybliżyłam się do niego i kciukiem, starłam słoną kroplę. -Pewnego dnia wpadłem na pomysł by odwiedzić wszystkie miejsca, które mi pokazywał. I tak zostało do teraz. Kiedy mi go brakuje, wyruszam w podróż do miejsc w które mnie zabierał.
-To jedno z tych miejsc, prawda?-zapytałam cicho. Pokiwał twierdząco głową.
-Teraz już znasz całą moją historię. Nie wiem czemu ci ją opowiedziałem... Może dlatego, że przy tobie znów chcę mi się żyć. Jesteś niezwykłą dziewczyną.-powiedział i zamknął mnie w uścisku. Jego umięśnione ramiona trzymały mnie w stalowym uścisku a zapach perfum docierał do mnie i drażnił zmysły. Melodyjny głos Piotrka rozbrzmiewał echem w mojej głowie: „jesteś niezwykłą dziewczyną”.
Niespodziewanie oderwał się ode mnie, chwycił moją twarz w dłonie i oparł nasze głowy o siebie. Teraz znowu patrzyłam w jego głębokie, zielone źrenice. Tym razem z bliższej odległości. Nasze oddechy łączyły się a już tylko milimetry dzieliły nasze wargi od spotkania. Tą chwilę przerwał mój telefon. Tym razem ja oddaliłam się od niego, wyciągając z kieszeni koszuli telefon. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie mojej siostry. „Brawo Tama! Tylko ty masz takie świetne wyczucie czasu”-pomyślałam.
Odebrałam szybko lecz ku mojemu zdziwieniu w słuchawce nie usłyszałam głosu mojej młodszej siostrzyczki. Odezwała się jakaś inna dziewczyna, w tle słychać było głośną muzykę. Dziewczyna prosiła o zabranie Tamy z klubu, ponieważ sama nie jest w stanie wyjść. No pięknie... ta gówniara się upiła. Rozłączyłam się i szybko wstałam.
-Coś się stało?-zapytał zatroskanym głosem.
-Musisz zawieźć mnie do klubu. Muszę odebrać z niego siostrę, ostro zabalowała.
Piotrek szybko zaczął gasić ognisko a ja mu pomogłam. Wsiedliśmy na motocykl i odjechaliśmy w stronę klubu. Po głowie huczały mi tysiące pytań. Dlaczego to zrobiła? Czy coś jej się nie stało? Bądź co bądź ale teraz ja za nią odpowiadam...

wtorek, 26 stycznia 2016

Świat według Suzan cz.22

Recepcjonistka, która nie wydawała się zbyt miłą osobą, wskazała nam drogę do biura mojego brata. Stąpałam niepewnie po długim korytarzu ze spuszczonym w dół wzrokiem. Mój towarzysz chyba zauważył lekki strach, który mnie ogarnął. Położył dłoń na moim ramieniu, jakby dodając mi odwagi i szepnął w moje włosy: „Będzie dobrze, Suz”. W tym samym momencie przeszedł mnie wzdłuż pleców nieprzyjemny dreszcz. Zdjęłam jego rękę ze swojego ramienia i odsunęłam się nieznacznie. Spojrzałam mu w oczy, mówiąc:
-Przecież wiem, że tak będzie.- lekko zdenerwowanym tonem. Na jego twarzy nie znalazłam żadnego wyrazu. Wykrzywiłam usta w coś na kształt uśmiechu, któremu daleko było do szczerości.

* * *

Pierwsze spojrzenie sobie w oczy od tak dawna... Usłyszenie jego głosu, który znałam od dziecka... Uścisk. Chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego najbliższe osoby potrafią nas tak skrzywdzić. Brakowało mi go. Kłótni, żartów, droczenia się o nic nie ważne sprawy. Nawet zamartwiania się o mnie. To może wydaje się paradoksalne ale tak było. 
Jak nikt inny interesował się tym co u mnie i zamartwiał, choć wiem, że może tego nie pokazywał. Potrafił doprowadzić mnie do złości, ale gdy wiedział, że zrobił coś źle, przepraszał. Rozbawiał mnie swoimi żartami. Czasami opowiadał takie, które wcale nie były śmieszne, mimo to zawsze kończyło się śmiechem. Chyba nie ma... Nie! Na pewno nie ma drugiej takiej osoby jak on. Jest jedynym chłopakiem a w sumie, teraz już mężczyzną, który w całym moim życiu, cokolwiek bym nie zrobiła, wybaczyłby mi. Pełno skrajności w tej naszej relacji. No cóż.. Tak już jest... To oznacza mieć brata. Wkurzać się w momentach, gdy postąpi źle. Wspierać, jeśli potrzebuje pomocy. Rozśmieszać, gdy nie ma humoru i kochać bez względu na okoliczności.
W chwili spotkania się naszych spojrzeń, poczułam nagły smutek. Mało brakowało, żebym się rozpłakała. Pod moimi powiekami czułam słone krople, jednak nie pozwoliłam sobie uronić choćby jednej łzy.

Podchodzi do mnie i przytula. Jedna sekunda, zmienia moje wszystkie uczucia. Teraz, mając go w ramionach, przypominam sobie, co tak naprawdę się stało. Zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia i wyjechał z domu. Kiedyś mówiliśmy sobie o wszystkim. Chciałam bić w niego pięściami, czując gniew na myśl o przeszłości i jego zachowaniu. Przez ten cały czas żyłam w niepewności, czy coś mu się stało, czy żyje, czy jeszcze go zobaczę... Teraz widząc go całego za biurkiem. Wiedząc, że nie powiedział chociażby, że wszystko u niego gra. Że żyje i ma się świetnie, tylko chce ode mnie odpocząć. Uspokoiłam się i schowałam wszystkie złości w najgłębszy kąt serca. Poprosił byśmy poczekali na niego na dolnym holu, tak też zrobiliśmy. Czekałam na wyjaśnienia z jego strony, jakieś tłumaczenie, dlaczego tak zrobił. Chciałam usłyszeć z jego ust całą prawdę, którą ukrywali przede mną rodzice, Ela i Remek. Jestem pewna, że oni znają całą historię.

* * *

Udaliśmy się do jakiejś małej restauracji, położonej na rogu dwóch ulic. W środku był nowoczesny wystrój. Panowały brązy i beże, które dodawały temu miejscu klasycznego wyglądu z nutką nowoczesności. Po złożeniu zamówienia i kilku zdaniach wymienionych przez chłopaków, spojrzałam na telefon. Miałam jedną wiadomość od Remka:

„Zuziu, wróciłem do domu, możemy się spotkać? ;)”

Szybko odpisałam mu trochę zbywając.

„Jestem zmęczona, jutro się zobaczymy. Pa :)”

Od ekranu telefonu wyrwał mnie głos kelnerki.
-Proszę, to zamówienie dla państwa.
Sebastian upił łyk swojej kawy i powiedział nie owijając w bawełnę:
-Stary, gdzie ty się podziewałeś? Chyba należą nam się jakieś wyjaśnienia.
Mój wzrok powędrował na lekko zakłopotaną twarz Dominika.
-Pewnie i tak już znacie całą wersje wydarzeń, więc po co mnie pytasz?-odrzekł spokojnie.
-Właśnie nie.-mówiłam cicho, starając się opanować oburzenie.
-To był dla mnie ciężki okres...- kontynuował Dominik.
-Nie widziałam cię od czasu wypadku. Nie odbierałeś telefonu, nie odezwałeś się słowem, zapadłeś się jakby pod ziemię. Zmówiłeś się ze wszystkimi, żeby nikt nie pisnął mi słówka na temat dlaczego wyjechałeś.-uniosłam nieznacznie głos. Przynajmniej według mnie było to nieznacznie.
-Przepraszam.
-Myślisz, że mi jest łatwo zapomnieć o tym, że mam starszego brata, który nie chce mnie znać?-pytałam retorycznie.
-Nigdy o tobie nie zapomniałem. Ciągle wracało wspomnienie z wypadku. Nic nie zrobiłem a powinienem.
-Powinieneś przyjść do mnie wcześniej i powiedzieć co cię boli.-rzucałam kolejnym argumentem.
-Byłem u ciebie. Obiecałem sobie, że już nigdy cię nie skrzywdzę, że zniknę z twojego życia. Nie chciałem, żebyś się mną przejmowała i dlatego... Wydawało mi się...-przerwałam mu
-Że przekonasz wszystkich, żeby nic mi nie mówili...-dokończyłam, pokiwał głową na potwierdzenie.-To było dziecinne.-parsknęłam.
-Wiem... Nie powinienem nazywać się twoim bratem.-mówił jakieś niestworzone rzeczy.
-Przestań!-krzyknęłam, przez co oczy wszystkich skierowały się w moją stronę. Patrzyli na mnie, jak na jakąś wariatkę. Miałam to gdzieś.
-Nawet nie waż się tak mówić.-po moim policzku spłynęła łza. Sebastian siedział obok i nie przerywając nam rozmowy, sączył kawę. Po mojej wypowiedzi zapadła głucha cisza. Głośno westchnęłam i wyszłam z lokalu. Jestem pewna, że nie brakowało dużo, żeby ktoś mnie wyprosił, za moje głośne zachowanie. Ruszyłam w stronę parku, który mieścił się niecałe dwie ulice dalej. Po drodze wyłączyłam telefon. 
Przychodziliśmy tu z Elą i Dominikiem, podczas wakacji. Usiadłam na jedna z drewnianych ławek, które znajdowały się pod rzędem drzew. Oparłam łokcie o kolana i chowając twarz w dłonie, dałam upust moim emocjom. To co, że byłam wtedy taka rozmazana, miałam podpuchnięte oczy i ogólnie wyglądałam jak kupka nieszczęścia? Nie obchodziło mnie nic. Ani Seba, a tym bardziej Dominik. Przez ten cały czas, gdy wszyscy ukrywali przede mną, że mój brat nie chce  mnie znać, ja też martwiłam się o niego. Był dla mnie przykładem... Cholernym autorytetem.

„Skończ szkołę i idź na studia, tak jak Dominik.” 
Dobre wyniki w szkole i praca w biurze jednej z Warszawskich korporacji. „Bądź jak Dominik!”-krzyczał głos w mojej głowie. Przetarłam dłońmi twarz i wyprostowałam się na ławce, patrząc przed siebie. Na jednej ze ścieżek zobaczyłam dziewczynkę, która bawiła się lalką. Mała blondyneczka z zaplecionymi w warkocze włosami w różowej, rozkloszowanej spódniczce i białej bluzeczce. Obok biegł ubrany na sportowo, wyższy od dziewczynki o głowę, ciemnowłosy chłopiec. Podbiegł i pociągnął ją za jeden z długich warkoczy, na co ta zrobiła naburmuszoną minę i wystawiła mu język. Podeszła do nich wysoka kobieta. Z daleka wyglądała, jakby pouczała chłopca. Później powiedziała coś do dziewczynki i oboje pocałowała w głowy. Złapała dzieci za ręce i odeszli w stronę wyjścia z parku. Szczerze powiedziawszy, ta sytuacja była zabawna i wywołała uśmiech na mojej zapłakanej twarzy. Zapewne wyglądałam tragicznie, ale to już nie jest ważne... Przyglądałam się tej scenie z wielkim rozczuleniem. Wyglądali oni zupełnie jak my, kilkanaście lat temu. To znaczy... ja i mój brat. Potrząsnęłam lekko głową, chcąc pomyśleć o czymś innym. Założyłam przeciwsłoneczne okulary i postanowiłam iść do apartamentu Eli, a w zasadzie, to jechać metrem, ponieważ było ono w innej części miasta.

* * *

Stojąc przed drzwiami, ostatni raz zastanowiłam się czy nie będę niepotrzebnie narzucała się Eli. Jednak wiem, że nie za bardzo mam się gdzie podziać, więc decyduję się zapukać. Drzwi otwiera mi Kasia. Z wielkim zdziwieniem, wita mnie radośnie już od progu. Wypytuje o wiele rzeczy, jednak ja udzielam jej lakonicznych odpowiedzi. Dowiaduję się przy okazji, że ciotka jest w pensjonacie i przygotowuje jakąś większą imprezę ale o szczegółach nie wie nawet Kasia. Doprowadzam się do nie najgorszego stanu, takiego, że mogę się teraz pokazać ludziom. Po wypiciu, przygotowanej przez Kasię, gorącej czekolady i przekazaniu mi ploteczek o panu Staszku postanawiam gdzieś wyjść. Nie chcąc męczyć już swoją osobą miłej gosposi. Żegnam się z nią i wychodzę z apartamentowca. 
Wyjmuję z kieszeni telefon i wciskam guziczek od włączania ale w tym samym momencie wpada na mnie jakiś karton. Dosłownie! Zajęta swoją komórką nie zauważyłam wysokiego chłopaka, niosącego dwa duże kartony. Wpadł na mnie, potknęłam się o jakiś kamień, przewracając przy tym na chodnik. Kartony, które niósł mężczyzna wypadły mu z rąk i znalazły się na ziemi. Dodatkowo przy upadku, z dłoni wypadł mi telefon.
-Chodzić nie umiesz?!- krzyczał mężczyzna.
-To przez ciebie i się na mnie nie wydzieraj!-Podniosłam na niego wzrok, pocierając przy tym bolące miejsce na czole. Drugą dłonią ściągnęłam okulary z nosa. Poznałam w nim znajomą twarz i on chyba w tym samym momencie skojarzył, że się znamy. Wyszczerzył się i podał mi dłoń.
-Nie sądziłem, że możemy się tutaj spotkać.-mówił spokojniejszym głosem.
-Nie myślałam, że kiedyś aż tak się na mnie wkurzysz...-złapałam jego dłoń i szybko podniosłam się z ziemi.
-Suzi...-pokręcił głową śmiejąc się przy tym.-nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.
-No i w sumie, ja też nadal w to nie wierzę.-uniosłam kąciki ust.-Boże, Nikodem, ale ty się zmieniłeś...-dodałam z uśmiechem, patrząc na jego twarz z kilkudniowym zarostem. Jego oczy iskrzyły się tak, jak w dniu, gdy po raz ostatni go widziałam.
-Ty też się zmieniłaś.-mówił dotykając palcem rany po wypadku, która znajdowała się na mojej skroni.- To...?
-Długa historia-przewróciłam oczami.
-Masz może czas, żeby mi o tym opowiedzieć i ogólnie porozmawiać? Tak jak kiedyś pamiętasz?-zapytał.
-Tak się składa, że mam wolną chwilę.-odpowiedziałam szybko.
-W takim razie zapraszam cię na spacer, tylko najpierw pozbieram te nieszczęsne kartony twojej cioci.- rzekł z uśmiechem, chwytając w dłoń pierwszy z kartonów.
Odwróciłam się w poszukiwaniu telefonu i ogarnęła mnie fala zdenerwowania.
-Co ja teraz zrobię?!-wykrzykiwałam, zbierając z ziemi części telefonu, który rozbił się chyba na milion kawałków.
-Zuziu, poczekaj tu na mnie. Zaraz wrócę.
Nikodem poszedł z pakunkami do apartamentowca. Chwilę później wybiegł z budynku. Podszedł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu w geście pocieszenia.
-Słuchaj, ja... Mogę pożyczyć ci swój telefon, bo ten...-wziął teatralnie w dłoń kawałek obudowy-do niczego się nie nadaje. 
Ten gest z jego strony wydał mi się bardzo zabawny, że nawet przez złość zaczęłam się śmiać. Skorzystałam z propozycji przyjaciela i wybrałam numer mamy, bo ten, jako jeden pamiętałam, nie wliczając numeru Dominika... Niestety, jak na złość miała wyłączony telefon.

* * *

-Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś.-mówiłam, głaszcząc po pysku Rene.
-Mnie też uspokaja to miejsce, więc pomyślałem, że i ty naładujesz się tutaj pozytywną energią.
Słońce, które przebija się nieśmiało pomiędzy koronami drzew. Na łące piękna, pachnąca trawa o soczyście zielonym kolorze. Miły dla ucha świergot ptaków i odgłosy świerszczy. Otaczający nas wokół cichy, ciepły wietrzyk, muskający delikatnie odsłoniętą skórę.
-Zapraszam cię na przejażdżkę.-puścił mi oczko.
-Chyba nie wypada mi odmówić...-odpowiedziałam radośnie.
-Masz rację, Suzi. Mam tylko jeden warunek.
-Jaki?-spytałam poważniejąc.
-Ja i Rene, ty i Albert.-wyjaśnił krótko, po czym wiedziałam, że czeka mnie przejażdżka na innym koniu z jego stadniny.
-Mam jakiś wybór?-spytałam przekornie, mając w podświadomości, że na dziewięćdziesiąt dziewięć i pół procenta, uzyskam przeczącą odpowiedź.
Niki śmiał się głośno kiwając głową na boki.

Przejażdżka mijała spokojnie. Rozmawialiśmy na luźne tematy śmiejąc się i żartując. Nikodem przerwał tą miłą rozmowę pytaniem o powód mojej obecności w stolicy.
-Mam rację Suzi?- nie odpowiadałam.- twój przyjazd tutaj nie jest przypadkowy?- bardziej stwierdził niż zapytał. 
-No okej, okey... Chodziło o mojego brata...- zaczęłam tłumaczyć.
-Coś się stało?- pytał wyraźnie zaniepokojony. W pierwszej chwili chciałam odpowiedzieć "nie", jednak wiedziałam, że on i tak nie odpuści tego tematu.
-Tak, stało się... Coś bardzo poważnego. Chodzi o mój wypadek...- ciągnęłam spoglądając w jego stronę by upewnić się czy wie coś na temat tego nieszczęsnego wypadku. Patrzył na mnie spokojnym wzrokiem, potakując głową. 
-Po wypadku, Dominik zniknął. Wydawałoby się że zapadł się pod ziemię. Nie odzywał się, nie odbierał telefonów, a uwierz, wykonałam ich niezliczenie wiele. Po prostu, unikał mnie na każdy możliwy sposób. Przy tym całym kłamstwie uczestniczyła całą moją rodziną, nawet Remek!- uniosłam nieznacznie głos. Po czym wypuściłam powietrze ze świstem. Kręciłam głową, jakby to miało uporządkować w mojej głowie te wszystkie zdarzenia.
-I co było dalej?-pytał spokojnym, niskim tonem, wzbudzającym zaufanie.
-Jak widzisz, odzyskałam siły. Poczułam się lepiej i postanowiłam wyjaśnić tą sprawę z moim bratem.
-A ty...?- nie skończył pytania, ponieważ przerwałam mu w pół słowa.
-Nie, nie przyjechałam tu sama. To znaczy... Opuściłam restaurację do której zabrał nas mój brat, nie mogąc już słuchać tego wszystkiego. Został sam z Sebastianem. To ten chłopak o którym Ci kiedyś wspominałam, pamiętasz?- spytałam na co znowu twierdząco pokiwał głową.
-I co chcesz teraz zrobić?- zapytał nieśmiało.
-Dobre pytanie.- uśmiechnęłam się, patrząc w dal.
-Na pewno się teraz o Ciebie martwią. Uważam, że powinnaś powiadomić ich że tu jesteś.
-Mój telefon rozpadł się na milion kawałków. To po pierwsze. A po drugie, Dominik też nie dał mi żadnej wiadomości co się z nim dzieje. Przeciwnie, wszystko ukrywał. 
-Rozumiem twoją złość na brata, ale nie uważasz, że jednak takie ciągłe uciekanie przed rozmową, albo z jego strony albo z twojej nic nie daje? Oboje boicie się tego tematu jak ognia.
-Ja się niczego nie boję!- udaję poruszoną.
-Mimo wszystko myślę, że powinnaś do niego zadzwonić. Suzi...- zwróciłam swój wzrok ku niemu.- Spójrz na to z innej perspektywy... Postaw się w jego sytuacji. Chciałabyś patrzeć na swojego młodszego brata i przypominać sobie moment wypadku, z każdą chwilą zastanawiając się czy mogłaś coś wtedy zrobić by do tego nie doszło?- nastała chwila ciszy a ja błądziłam wzrokiem w oddali.-Dodam tylko, że to twój ukochany, jedyny, młodszy braciszek.
-Czasami potrafisz zadać trudne pytanie.- uśmiechnęłam się smutno. 
Kolejna chwila ciszy pomiędzy nami. Szukałam w głowie odpowiedzi na pytanie Nikodema. Może rzeczywiście powinnam spojrzeć na to z innej perspektywy. Przestać obwiniać Dominika, a zamiast tego porozmawiać z nim.
-Nikodem. Mam do ciebie prośbę.-mówiłam nieśmiało.

CDN...

niedziela, 10 stycznia 2016

Cynamonowa miłość cz.II

Odwróciłam w stronę drzwi w których pojawili się oni. 
-Są rodzice?-zapytała Tama. 
Od środka rozrywała mnie złość. Chciałam, żeby to nie było prawdą. 
-Co ty tu robisz, frajerze?!-krzyczałam, podnosząc się z kanapy. 
-Nie mów tak do mojego chłopaka!-odezwała się moja siostra. 
-Twojego chłopaka?-pytałam patrząc raz na nią raz na niego. 
-Tak i nic z tym nie zrobisz.-odpowiedziała krótko. Więcej potwierdzeń nie potrzebowałam.
-Chodź na górę.-dodała do Artura.
Oboje udali się do pokoju Tamary. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać co mogą robić. To było obrzydliwe. Nie chciałam siedzieć w domu w którym przebywał on. Koleś ma tupet. Najpierw ja, potem moja najlepsza przyjaciółka, a teraz siostra. To wszystko stawało się coraz bardziej absurdalne. Nie oglądając się na nic, zabrałam szybko plecak do którego wpakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wybiegłam z domu. Szłam przed siebie starając się wyrzucić z głowy przykre wspomnienia i ten jego głupi uśmieszek. Nic nie miało dla mnie sensu, dążyłam sama nie wiem dokąd. Chyba jedyne czego chciałam wtedy to przytulenie, chciałabym usłyszeć, że wszystko będzie dobrze. Wybiegłam na ulicę a słysząc zbliżający się dźwięk jakiegoś pojazdu, stanęłam na jezdni jak wryta. Patrzyłam na niego zmrużonymi oczami, czując zblokowanie. Nie mogłam się ruszyć. Po chwili odrętwienia zatrzymał się przede mną jednoślad, który jechał chwilę wcześniej wprost na mnie. Postawny chłopak szedł z motocykla i zdjął kask idąc w moją stronę. Przede mną malowała się teraz twarz pana 'legendy'. Stałam nadal w tym samym miejscu jak w amoku.
-Ej, wszystko z tobą dobrze?-spytał swoim niskim, spokojnym głosem, kładąc rękę na moim ramieniu. Pod wpływem jego dotyku ocknęłam się.
-Jak najbardziej. To może z tobą jest coś nie tak.-mówiłam z oburzeniem, czując, że swoją wypowiedzią chce uświadomić mi jakąś ułomność.
-Ze mną?!-pytał wskazując na siebie palcem przy czym się uśmiechnął.-To ty wybiegłaś na drogę jak jakaś szalona.
-Sam jesteś szalony.-burknęłam, ocierając wierzchem dłoni mokre od łez policzki, weszłam na chodnik i zaczęłam zmierzać w stronę domu rodzeństwa.
-Może cię podwieźć?-spytał jakby czekając na to aż wybuchnę. Spotkał się z moim brakiem reakcji.

* * *

Wyjęłam z plecaka telefon i wykręciłam numer do Alka.

-Aga! Co tam?- odezwał się głos przyjaciela.
-Hej. Mogę wpaść?-rzuciłam prosto z mostu.
-Jasne, coś się stało?-pytał na co tylko ciężko westchnęłam.- Oj jednak bardzo poważna sprawa...Opowiesz jak przyjdziesz.-mówił jakby czytając mi w myślach.

Nadal nie wiem jak to robi ale podoba mi się to, że rozumiemy się bez słów. Doszłam w końcu do dużego, białego domu. Weszłam do środka i jak zawsze od wejścia zostałam przywitana przez yorka, który przybiegł z ogrodu. Mały, słodki Yorkshire Terrier, koloru stalowo-złotego biegł w moją stronę, śmiesznie ruszając ogonem na znak szczęścia. 
Zadzwoniłam do drzwi i otworzyła mi Madzia.
-Chodź tu mała.-przytuliła mnie Magda.-Reszta czeka na górze, zaraz nam wszystko opowiesz.
-Mela też jest?-zapytałam zdziwiona.
-Jasne, akurat wracała z treningu, więc jak Alek przedstawił jej, że to poważna sprawa przybiegła tu szybciej od ciebie.-odpowiedziała z uśmiechem.
Usiadłam na dywanie obok przyjaciół, tworząc takie jakby kółko. Opowiedziałam o wszystkim co mnie spotkało, na pocieszenie otrzymując masę uścisków. 
-I jeszcze ten Chodakowski...-podkreśliłam jego nazwisko.
-Co z nim?-pytała Mela.
-Pewnie podrywał ją na korepetycjach...-ciągnął Alek.
-Tobie tylko amory w głowie.-skwitowała jego siostra.
-Nawet nie przyszedł.-powiedziałam.-A teraz jeszcze potrąciłby mnie tą swoją maszyną. Idiota, wmawiał mi że coś z mną nie tak.-ubarwiałam trochę opowieść. 
-Nie przejmuj się nim. On ma zlewkę na wszystkich.-pocieszała Magda.
-No niby tak...
-Swoja drogą pasowalibyście do siebie.-powiedziała Mela, wszyscy spojrzeliśmy na nią z zaskoczonymi minami.-No co? Oboje jesteście trochę wybuchowi, ty blondynka, on szatyn...Nawet z wyglądu, Aguś. Tylko się nie obrażaj-dodała.
-Proszę cię, jesteśmy z dwóch innych światów.-tłumaczyłam.
-Przeciwieństwa się przyciągają.-wtrąciła, jakby dalej uświadamiając mi coś oczywistego. To znaczy... Nie mówię tu o tym, że do siebie pasujemy. Wręcz przeciwnie! On jest łobuzerskim typem chłopaka, lubiącym się mieszać w różne niebezpiecznie zdarzenia. Ma w sobie pierwiastek chuligana i chyba to mnie w nim najbardziej odtrąca. "Nie wmawiaj sobie, czegoś w co sama nie wierzysz”-skomentowała to moja podświadomość.
-Nie mów, że ci się nie podoba.-wtrącił Alek a ja spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, na moich policzkach wyszły rumieńce, które mnie zdradziły.
-Podoba ci się Piotrek!-krzyknęła Magda.
-Zamknij się!-uciszałam, jak wtedy, gdy byłyśmy dziesięć lat młodsze. Rzuciłam w nią poduszką i tak rozpętała się wojna.

* * *

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Bardzo szczęśliwa, że nie ma już tego kobieciarza pod moim dachem. Mówię tu o Arturze. Wzięłam szybki prysznic. Chwyciłam laptopa i usiadłam z nim na łóżku. Włączyłam facebook`a. Nie wiem czemu, chyba z czystej ciekawości. Słuchając sobie muzyki, przeglądałam zdjęcia znajomych. Zobaczyłam powiadomienie w zakładce zaproszeń i od razu kliknęłam by zobaczyć od kogo. Mój śmiech był niepohamowany. "To on!”-krzyczał głos w mojej głowie. Zaakceptowałam zaproszenie od Piotrka i wróciłam do słuchania muzyki. Niestety długo się jej nie nasłuchałam bo już minutę później dostałam wiadomość na czacie.
-Witam koleżankę z ulicy.
-Chyba okna czatu ci się pomyliły-rzuciłam krótko.
-Szalona blondynka na środku ulicy, chyba dobrze pamiętam?
-Szkoda, że o korepetycjach nie pamiętałeś tak dobrze i bez sensu czekałam pół godziny. 
-Miałem coś ważnego-tłumaczył
-Chyba naprawić motocykl, żeby mnie nim później przejechać, zresztą nie ważne... Odczep się ode mnie i znajdź jakąś inną ofiarę-starałam się zakończyć rozmowę.
-Nie ma drugiej tak ładnej ofiary jak ty-pisał, po przeczytaniu zrobiłam wielkie oczy.
-To miał być komplement?-zapytałam
-Chyba tak.
-Zachowaj je sobie, dla koleżanek z ulicy, cześć.-pożegnałam chłodno.
Chwilę później dostałam smsa 
"Otwórz drzwi, bo nie chce mi się tak tutaj stać, chłodno się robi” Nie odpisywałam bo wysłany był nieznanego mi numeru. Nie musiałam czekać długo i nadszedł kolejny sms od tego samego numeru "Mam dzwonić czy mi otworzysz koleżanko?”
"Koleżanko”? Nie mogłam uwierzyć... Skąd ten idiota miał mój numer? Ubrałam czarną bluzę, zeszłam po schodach w stronę drzwi. Rodzice już spali, zauważyłam po wyłączonym świetle w ich pokoju. Nie obchodziło mnie co się dzieje z Tamą, więc nawet nie wnikałam, by zaglądać do jej pokoju. Spojrzałam przez szybę w drzwiach i naprawdę stał tam on. Włączyłam światło przed drzwiami i przekręciłam cicho zamek przy drzwiach.
-Co ty tu robisz?-starałam się nie krzyczeć, by nie pobudzić moim zachowaniem całego domu.
-Hmm...-udawał że się zastanawia, błądząc wzrokiem po niebie-przyjechałem cię odwiedzić.-powiedział to tak oczywiście, jakby mówił, że jest księżyc na niebie.
-Idź sobie i daj mi spokój.- powiedziałam patrząc mu w oczy, uśmiechnął się tak jakby nie zrozumiał moich słów.
-Wpuścisz mnie?-znowu to samo, ten... Czarujący uśmiech...
-Chyba sobie żartujesz...-prychnęłam.
-Nie żartuję, robi się zimno.-szczyt bezczelności.
-Zaraz postawisz na nogi cały dom! Zamknij się i wypad!-spławiałam dalej.
-No chyba nie będziesz mnie trzymała w drzwiach...-odparł-A taka dobrze wychowana...- śmiał się. 
-Cicho!-upomniałam.-Dobra wchodź, ale bądź cicho-już nie miałam cierpliwości.-I nie chodź na górę, tam są moi rodzice.
-Dobra księżniczko!-mówił.
-Chodź do kuchni.-powiedziałam i szłam jako pierwsza. To może nie był zbyt dobry pomysł, miałam na sobie krótkie szare spodenki czerwony trochę zbyt szeroki t-shirt i czarną bluzę. Dziwnie czułam się przy nim w tym stroju, w końcu to piżama, a on jak zawsze miał na sobie czarną skórzaną kurtkę, ciemne spodnie i ciemny podkoszulek. Jak ninja, skrada się do mojego domu w czarnym stroju. Szedł za mną rozglądając się wokół, podziwiał obrazy, a na dłuższą chwilę zatrzymał się przy zdjęciach na ścianie, dokładnie się przyglądając.
-To ty?-wskazał na jedną fotografię na której byłam w letniej sukience razem z moją siostrą.
-A co ty się tak interesujesz?-starałam się go zbyć, żeby nie odpowiadać.
-Po prostu zapytałem. Nie wściekaj się tak bo zmarszczek dostaniesz.-na jego słowa westchnęłam głośno i podeszłam do zdjęć jak również do niego.
-Jeśli już musisz wiedzieć to, to jestem ja a to moja siostra.-mówiłam obojętnie, wskazując palcem na postacie znajdujące się na zdjęciach.
Odwróciłam wzrok od zdjęć i niespodziewanie on znalazł się niebezpiecznie blisko mnie. Zaciągnęłam się zapachem jego perfum, który przyjemnie drażnił moje nozdrza. Zrobiłam krok w tył i nieśmiało spuściłam głowę.
-Czego ode mnie chcesz?-pytałam wprost a on jakby nie słysząc mojego pytania mówił.
-Ładny dom, ale nie lubię przebywać długo w jednym miejscu. Ubieraj się, no chyba, że chcesz w tym wsiąść na moto.
-O czym ty w ogóle mówisz?
-No, zabieram cię na przejażdżkę. Już, zbieraj się, poczekam tu na ciebie-odpowiadał z uśmiechem.
-To jakiś żart, tak?- pytałam skonsternowana.-Wyjdź stąd!-dodałam stanowczo, wskazując palcem kierunek drzwi.
-To nie jest żart. Masz kwadrans, mała.-w tym samym momencie usłyszałam kogoś kroki na schodach.
-Chodź tu! Szybko!-szeptałam, ciągnąc go za rękę w kierunku spiżarni.- Masz siedzieć cicho do momentu aż cię stamtąd wypuszczę. Rozumiesz?-pytałam a on potakiwał głową. Zamknęłam za nim drzwi i w tym samym momencie do kuchni weszła Tamara. Przeklęłam w głowie, udając że nalewam sobie do szklanki wodę. 
-A ty jeszcze nie śpisz?-pytałam dla niepoznaki.
-Słyszałam głosy, dobiegające z kuchni więc przyszłam zobaczyć co się dzieje.-Zbliżyła się do szafki kuchennej i widocznie czegoś szukała. 
-Chyba masz halucynacje-powiedziałam drwiąco, patrząc na nią wyczekująco.
-A ty chyba gadasz sama do siebie.-odgryzła się, puściłam to koło uszu. Zamknęła szafkę i zbliżała się do spiżarki.
-Po co tam idziesz?- stanęłam na jej drodze.
-Po napój.-mówiła wolno jak do upośledzonej osoby.
-To ja ci ją podam, usiądź tu sobie-odprowadziłam ją do krzesła.
-Zachowujesz się jakoś dziwnie. To znaczy, ty zawsze byłaś dziwna ale dzisiaj to już mega cię wzięło.-komentowała moje zachowanie a ja tłumiłam w sobie gniew, żeby tym razem nie wyjechać z wyzwiskami, i nie pobudzić całego domu. Cóż za akcja by była! Wzorowa uczennica, posłuszna córka i wkurzająca siostra sprowadza do domu chłopaka. Nie dość, że jest wieczór to jest on największym łobuzem w szkole! On jest po prostu "legendą”. Niestety ten swój "sukces” zawdzięcza częstym nieobecnościom i... zewnętrzną aparycją. Ale wracając... Aga Majewska chowa w spiżarce legendarnego ucznia szkoły, a mało tego, zachowuje się jak idiotka, zgrywając, że nie ma nikogo oprócz niej, gadając sama do siebie. "Brawo Aga! Tytuł najbardziej pokręconej osoby jest już twój”-dodał głos w mojej głowie.
Otworzyłam drzwi do spiżarki, zasłaniając palcem usta, na znak żeby się nie odzywał. Podał mi puszkę coli do ręki, zabrałam ją i wyszłam, zamykając za sobą drzwi.
-Proszę.-podałam jej napój uśmiechając się nienaturalnie.
-Dzięki.- popatrzyła na mnie, pokręciła głową z niedowierzaniem i wyszła. Odprowadziłam ją wzrokiem aż weszła do swojego pokoju po czym odetchnęłam z ulgą. Przypomniałam sobie o siedzącym za drzwiami Piotrku i ruszyłam w ich stronę. Otworzyłam je, a to co zastałam było niewiarygodne!
***************
Czeeeść! Wiem, wiem, wiem... Miałam szybciej wstawiać części. Ale wiecie jak jest... Szkoła która zajmuje 3/4 czasu, nie zapominając o innych sprawach, włączając w nie wene do pisania. 

Po 1. Mam świadomość, że spada poziom opowiadania z każdą kolejną częścią, za co ogromnie przepraszam! Postaram się zebrać w sobie, wziąć się w garść i jak tam się jeszcze mówi... Zabrać do pisania! :) Nie chcę obiecywać terminu kolejnej części opowiadania bo sama nie wiem, kiedy będę miała na to czas i co najważniejsze... ochotę bo pisze opowiadania dlatego, że sprawia mi to radość a nie z przymusu. Chcę, żeby te historie niosły coś za sobą, jakieś refleksje? Wywoływały jakieś emocje.. Najlepiej pozytywne! :D 

Po 2. Dziękuję za miłe komentarze pod poprzednią częścią. Są dla mnie wielką motywacją do pisania. Piszcie ich więcej :* 
Mam nadzieję, że są jeszcze osoby czekające na ciąg dalszy. ;) 

Pozdrawiam /Karolayn

niedziela, 27 grudnia 2015

Cynamonowa miłość cz. I

Nic nie dzieje się bez przyczyny... A wszystko ma swój początek i koniec. Przez ostatnie lata uświadomiłam sobie, że coś w tym jednak jest...

Ona to dobrze wychowana dziewczyna. Pochodzi z domu w którym ceni się wykształcenie. Ambitna szesnastolatka, mająca jasno wytyczone cele. Stanowcza i wytrwała w dążeniu do tego na czym jej zależy.

On- oryginalny, nietypowy, łamiący wszelkie stereotypy.  Wysoki szesnastolatek o wysportowanej sylwetce, przykuwający spojrzenia ludzi. Tylko nieliczni wiedzą, jaki naprawdę jest... Znając historię jego życia, można by rzec „nie oceniaj książki po okładce”. To przysłowie najtrafniej określiłoby jego postać.

* * *

Poczułam coś mokrego na policzku. Jednak jakoś mnie to nie dziwi... Uchyliłam lekko powieki i ujrzałam wielki, mokry nos Snoopi`ego. Ten kudłacz to mój pies. Owczarek niemiecki w całej swej okazałości, wpatrywał się teraz na mnie, swymi pięknymi gałami.
-Wiesz, że cię kocham-powiedziałam najmilszym tonem na jaki było mnie wtedy stać- Ale teraz... Złaź ze mnie, Snoopi!-wydarłam się lekko schrypniętym jeszcze głosem. Pies, wykonał moje polecenie i wybiegł z pokoju. Obstawiam, że pobiegł do mojej młodszej siostry. Niechętnie zebrałam się z łóżka i powlokłam do łazienki, która oczywiście była zajmowana przez Tamarę. Codziennie to samo...
-Tama otwieraj!!!-waliłam pięściami w drzwi.
Oczywiście spotkałam się z jej brakiem reakcji. Jak zawsze wkurzona, udałam się do jadalni na szybkie śniadanie.
-Ktoś tu się chyba nie wyspał...-zaczął tata.
-Spało się świetnie, tylko wasza młodsza córeczka musiała mi popsuć poranek.
-Ciężko przyznać, że nic nie słyszeliśmy...-włączyła się mama.
-Chyba tysiąc razy powtarzałam wam o wyremontowaniu drugiej łazienki. A wy co?-pytałam retorycznie.-A wy nic.-wspomniałam z rozgoryczeniem.
-Mówisz jakbyście nie mogły się dogadać...-rzekła po czym ciężko westchnęła. Ten temat poruszany był w naszym domu od kilku lat. Ten temat... Tak, temat łazienki. Wiem, że to dziwacznie brzmi. Ale nigdy nie uważałam mojej rodzinki za normalną.
-Bo tak właśnie jest. Siedzi godzinami w łazience a ja spóźniam się na lekcje.-nastała chwila niezręcznej ciszy. Nie przesadzam... No, może troszkę... Nie spóźniam się do szkoły bo zawsze kiedy brakuje czasu, proszę tatę o podwózkę.
-Kto chce soku?-odezwał się tata, przerywając przy tym ciszę.

* * *

Księżniczka zdecydowała się opuścić komnatę. Wykorzystałam ten moment by wziąć szybki prysznic. Postanowiłam założyć na siebie jeansy i granatowy t-shirt z pandą. W pośpiechu chwyciłam za plecak i zabrałam drugie śniadanie z kuchennego blatu. Pożegnałam się z mamą i wsiadłam do samochodu. Tata sprawnie omijał największe korki i już chwilę później byliśmy przed moją szkołą. Nie udało się nie zauważyć mojej uroczej siostrzyczki, zajętej rozmową ze swoją bandą.
Zostało jeszcze 7 minut przerwy, więc postanowiłam zająć miejsce na ławce w cieniu. Wyjęłam z kieszeni iPhone`a i wpatrywałam się w jego ekran z wielkim zdumieniem. Przeglądałam właśnie facebook`a, którego nie widziałam już od dwóch miesięcy. Najpierw obóz wakacyjny, później kilka dni u dziadków, rodzinna wycieczka do Francji i tak oto wytrzymałam bez internetu. Niejedna osoba doby nie wytrzyma bez sprawdzania portali społecznościowych. Ci ludzie mnie dziwią... Do tej stronki przyciągały mnie kiedyś dwie sprawy moja „przyjaciółka” i „chłopak”.  Jedno i drugie straciło u mnie znaczenie, gdy dowiedziałam się, że połączyła ich moja urodzinowa imprezka. Połączyła... Tak to chyba najłagodniejsze określenie, którego użyję, żeby nie przeklinać. Nie lubię wspominać tych wydarzeń a tym bardziej osób. Znajomość z nimi uważam za skończony rozdział w moim, jakże niezwykle CIEKAWYM życiu.  Klik > strona główna... To chyba jakaś kpina! Artur znowu w związku... No proszę, proszę... Ciekawe, która dziewczyna by go chciała...
Jeszcze tylko 3 minuty i czas zacząć lekcje.
-Siemanko!-usłyszałam głos Meli.
-O! Cześć.-odrzekłam.
Chwilę później pojawiła się reszta mojego teamu. Alek i Madzia to moi przyjaciele od kołyski. I dosłownie, i w przenośni. Dzięki temu, że nasi rodzice byli (i nadal są) dobrymi znajomymi, znamy się 'od małego'. To trochę przeznaczenie, że między nami zrodziła się przyjaźń taka jak lata wcześniej między naszymi rodzicami. Cieszę się, że ich mam.

* * *

Lekcje minęły dzisiaj wyjątkowo szybko z czego byłam bardzo zadowolona. Wróciłam do domu lecz poczułam nagłe zmęczenie. Położyłam się do mojego łóżka i zasnęłam na jakieś 2. godziny. Obudził mnie głos mojej kochanej mamy, wołającej na kolację. Po posiłku, jak przystało na wzorową uczennicę, odrobiłam pracę domową i wzięłam prysznic. Leżałam na łóżku a obok mnie był Snoopi. W domu panowała cisza. Było już późno a ja wpatrując się w sufit, rozmyślałam o moim życiu. Które jest nudne, monotonne, rutynowe... Ono zawsze takie było. Zwykłe, czarno-białe. Uświadomiłam sobie, że nie zrobiłam nigdy w życiu niczego, tak prawdziwie szalonego, co mogłabym wspominać za kilka lat. Drążąc dalej w głowie ten temat, zrozumiałam, że to moi rodzice wychowali mnie na dziewczynę, która wie czego chce. A raczej czego oni ode mnie chcą. Zero spontaniczności. Posłusznie wykonującą polecenia dwóch osób, które osiągnęły sukces życiowy, kończąc prestiżowe szkoły. Moje powieki stały się ciężkie.
-Chciałabym przeżyć jakąś spontaniczną przygodę.-westchnęłam i wyłączyłam lampkę nocną.

* * *

Kolejny dzień zaczął się tak samo jak poprzedni i nie zapowiadało się by coś się zmieniło. Nic nie zniszczyło mojego rutynowego życia. Czekając na opuszczenie łazienki przez 'my favourite Sister', przypomniałam sobie materiał na sprawdzian z chemii.
-Naprawdę nie mogłabyś się trochę pospieszyć?-zapytałam zdenerwowana.
-Daj mi spokój, żeby dobrze wyglądać potrzeba czasu.
-Więc wyglądasz tak źle, że potrzebujesz go aż tyle?-zaśmiałam się z jej wypowiedzi.
-Wyluzuj się trochę.... I tak nie popsujesz mi tego dnia swoimi głupimi tekstami.-odparła po czym zniknęła w swoim pokoiku. Miałam jej serdecznie dosyć.

* * *

Ledwo przekroczyłam próg szkoły a już podbiegł do mnie nauczyciel od fizyki i przekazał mi zaskakującą informację.
-Majewska. Dyrektor cię wzywa, natychmiastowo!
-Dziękuję profesorze, już się tam udają.-powiedziałam i ruszyłam do gabinety dyrka. Był on przyjacielem moich rodziców. Lecz jego słowa były dla mnie wprost niezrozumiałe.
-Witam pannę Majewską.-odrzekł ze szczerym uśmiechem, widząc mnie w drzwiach.
-Dzień dobry, dyrektorze-przywitałam się grzecznie.
-Jak się miewają rodzice?
-Bardzo dobrze ale chyba nie wezwał mnie pan, żeby spytać o moich rodziców, prawda?- uśmiechnęłam się miło na co odpowiedział uśmiechem.
-Masz rację. Chciałem zapytać czy przemyślałaś i przedyskutowałaś już moją propozycję z rodzicami. Chciałbym jeszcze raz wspomnieć, że twoja odpowiedź jest dla mnie ważna.
Uśmiech zszedł mi z twarzy na której teraz pojawiło się zdziwienie.
-O jakiej propozycji pan mówi?
-Dzwoniłem wczoraj do twojej mamy i dałem wam do rozpatrzenia tą sprawę... Zaraz... Ty nic nie wiesz?
-Nie panie dyrektorze. Pierwsze słyszę. Co to za propozycja?-pytałam spokojnie, choć od środka byłam cholernie wściekła na rodziców, którzy o niczym mnie nie powiadomili.
-Chodzi o korepetycje i opiekę, w pewnym stopniu nad uczniem naszej szkoły. Taka pomoc koleżeńska.-ciągnął dalej, a ja dalej wrzałam od środka.
-O jakim uczniu mówimy?-spytałam, dalej starając się uspokoić emocje.
-Chodzi o twojego rówieśnika z równoległej klasy. Chodakowski z klasy pani Stchury- przerażenie, szok i ciągłe niedowierzanie, że to jemu mam pomagać. Zadufany w sobie chłopak z wielkim ego. Postrach uczniów i zresztą, nauczycieli też. Chodził do szkoły w kratkę, nikt nie wiedział co się z nim dzieje i gdzie znika na całe dnie. Podobno nawet jego matka, która wychowywała go samotnie, nie wiedziała gdzie się podziewa. Człowiek o którym krążyło więcej legend niż plotek o znanych celebrytach, z pierwszych stron gazet. Pierwszoklasistki podkochiwały się w nim. Niektóre z nich wrzucały liściki do jego szafki. Raz nawet przyłapałam na tym moją siostrunię. Przeszło jej i dobrze. Wiadomo było, że nikogo i niczego nie traktuje poważnie. Dla niego ważny był tylko ten jego motocykl, który zajmował miejsce na parkingu dla nauczycieli naszej szkoły. Był jedną wielką enigmą. Ludzie tworzyli o nim tysiące wyobrażeń na podstawie jego wyglądu. Dobra, przyznam,  nie najbrzydszy ale głowa pusta. IQ równe 1. Do drzwi gabinetu zapukał on, legendarny uczeń naszego liceum.
-O wilku mowa. Będziesz miała okazję go poznać. Proszę!
-Oczywiście.-odparłam.
Pierwsza godzina lekcyjna właśnie się rozpoczęła, była nią matematyka. Nie żałowałam, że mnie nie ma. No cóż, nikt nie lubi matmy. Drzwi otworzyły się a w nich pojawił się on.
-Dzień dobry.-odezwał się niskim głosem. Nasze spojrzenia skierowały się w stronę chłopaka. Był ubrany w czarne spodnie, biały t-shirt i czarną skórzaną kurtkę.
-Zapraszam, Chodakowski.-powiedział dyrektor, wskazując krzesło obok mnie. Szatyn zajął wskazane miejsce.
-Jak zwykle spóźniony... Ale od tej pory powinno się to zmienić.-rzekł dyrektor.
-Poznajcie się. To nasza najpilniejsza uczennica Agnieszka Majewska.-na słowa dyrka, chłopak obciął mnie wzrokiem.-A to jest właśnie Piotrek Chodakowski.
Wyciągnęłam dłoń w jego stronę a on wyszczerzył się pokazując swoje białe zęby i uścisnął ją lekko, jakby zrobiona była z najkruchszej porcelany a on bał się, że się rozpadnie.
-Agnieszko, czy podjęłaś już decyzję?-zapytał z nadzieję w głosie dyrektor. Jego pytanie było bezsensu, jeśli i tak zostałam postawiona przed faktem dokonanym. Wahałam się chwilę, zastanawiając się czy to dobry pomysł, jednak pod koniec rozmyślań naszła mnie wiadomość, że i tak nie mam tu za dużo do gadania.
-Tak, panie dyrektorze.- skrzywiłam usta coś na wzór uśmiechu,  który miał świadczyć o pozytywnym rozpatrzeniu sprawy.
-Wspaniale!-prawie krzyknął uradowany.-W takim razie możecie zacząć od dzić.-oboje zmierzyliśmy się wzrokiem-z tego co wiem,  Piotrek ma jutro sprawdzian. Oczywiście udostępniam wam sale po godzinach pracy szkoły, jeśli to potrzebne. Możecie również korzystać ze szkolnych pomocy naukowych.-pokiwałam twierdząco głową. Chciałam się wyrwać jak najszybciej z tego spotkania. Sama nie wiem co było gorsze. To, że za godzinę mam test z chemii, czy to że będę musiała z nim rozmawiać. Ba, uczyć go! Z tej jakże niezręcznej sytuacji wyrwał mnie, niski ton głosu mojego 'nowego znajomego'.
-To już wszystko prze pana?-na jego słowa przeszedł mnie po plecach dziwny dreszcz.
-Tak to już wszystko, panie Chodakowski. Możecie powrócić na lekcje.
-Dziękuję.-odezwałam się wstając z miejsca. Podążyłam do drzwi lecz on był szybszy. Złapał klamkę. „Teraz zobaczymy, jakim jest gentelmanem”- rzuciła moja podświadomość. Drzwi otworzyły się przede mną a chłopak puścił mnie przodem. Brawo, Chodakowski, masz u mnie plusa. Wyszłam na korytarz, świecący pustkami. Wszyscy uczniowie byli teraz na pierwszej lekcji. Odwróciłam się gwałtownie a on stał tuż za mną. Zrobiłam krok w tył i spojrzałam na niego pytając:
-W takim razie dziś po lekcjach w sami numer 8?
-Okey.
Obróciłam się i szłam w kierunku sali od matematyki. Zostało jakieś 25 minut lekcji i mimo to, że nie lubię tego przedmiotu, wróciłam do sali katorg. Stary 'Lolek', bo tak mówimy na nauczyciela od matmy, wiedział o mojej wizycie u Dyra. Jeju, wydaje mi się, że wszyscy już o tym wiedzieli. Ehh... To chyba jakaś sensacja pokoju nauczycielskiego. Lekcja minęła mi dość szybko a po mniej nastąpił wyczekiwany dzwonek. Chciałam jeszcze raz na ławce w cieniu drzewa powtórzyć materiał na klasówkę, jednak moje szczęście polega na tym, że przerwy według moich przyjaciół to tylko czas na ploty i w ogóle. Podbiegła do mnie moja 'święta trójca' i zaczęło się wypytywanie.
-Ejj, Aga! Po co Cię wezwał dyro?-pytał Alek.
-Przeskrobałam coś i wiesz...Zagościłam na dywaniku.-żartowałam.
-Nie obraź się ale jesteś ostatnią osobą, która mogłaby coś przeskrobać-ciągnęła wcinająca żelki, Magda. Nie mogłam się obrazić bo wiedziałam dobrze, że jest tak jak mówią.
-Zgadzam się z Magdą.-dołączyła Mela.
-To dlaczego cię wezwał?-dręczył temat Alek.
-Mam sprawować „koleżeńską opiekę”-wzięłam to w cudzysłów palcami-nad jednym z uczniów-rzekłam na co wszyscy, chórem zapytali 'jakim?'
-Zgadnijcie.-trzymałam ich w niepewności.
-Najpierw jakaś podpowiedź. To dziewczyna czy chłopak?-zapytała Mela.
-Chłopak.-skrzywiłam się znacząco.
-Jeśli zrobiłaś taką minę to musi być ktoś specyficzny.-odezwał się rodzynek.
-W sumie to jest.-zaśmiałam się.
-Ernest z pierwszej „d”?-zgadywała Madzia. A ja za każdą niepoprawną odpowiedzią kręciłam przecząco głową.
-Może pryszczaty Jarek z pierwszej a?-dorzuciła Mela.
-Niee...!- zaczęłam się śmiać.
-Hahahah Chodakowski!- rzuciła Mela po czym się zaśmiała.
-Skąd wiedziała?-wszyscy spojrzeliśmy na nią poważnym wzrokiem. A później wzrok spadł na mnie. Musiałam im wszystko od początku opowiedzieć, nie pomijając przy tym najdrobniejszych szczegółów...
Lekcje mijały mi w zawrotnie szybkim tempie. Cały czas przechodziło mnie niesprecyzowane uczucie. Nastąpił język angielski-moja ostatnia lekcja tego dnia. Przez całą godzinę nie mogłam się skupić. Myślami uciekałam do momentu, który miał nastąpić już za moment. W sumie nie bałam się udzielania korepetycji bo już nie raz pomagałam w nauce uczniom naszej szkoły ale nigdy to nie byli moi rówieśnicy. To nigdy nie był Piotrek Chodakowski... Zadzwonił dzwonek i gdyby nie to, że minuty dzieliły mnie od spotkania z chłopakiem, na widok którego mdlały niektóre pierwszoklasistki, cieszyłabym się z tego dnia. Spakowałam wszystkie książki do torby i ruszyłam do ósemki. Przemierzałam korytarz z głową spuszczoną w dół. Otworzyłam powoli drzwi i weszłam do środka. Czegóż mogłam się spodziewać? Sala była pusta. Zajęłam wygodny, nauczycielski fotel i postanowiłam poczekać. Czekałam i czekałam a o nim ani widu ani słychu. Znużona,  zasnęłam. Jakieś pół godzin później obudziłam się. Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z budynku. W drodze na przystanek autobusowy, wciąż w głowie krążyły mi myśli na jego temat. Byłam wściekła, że zostałam po lekcjach, jak idiotka czekając na jego przyjście. On nawet nie ośmielił się poinformować mnie, że nie może przyjść, jeżeli naprawdę nie mógł. Nawet jego staram się wytłumaczyć. Może po prostu muu się nie chciało. Wiadomo, że są ważniejsze rzeczy. Po powrocie do domu nie zastałam tam nikogo. W sumie to nawet dobrze bo wylałabym na kogoś swój gniew. Poczułam wielki głód. Wpadłam na pomysł zamówienia pizzy. Mojemu żołądkowi chyba też spodobał się ten pomysł, bo podczas jej zamawiania zaczął głośno burczeć. Młody dostawca pizzy (całkiem przystojny) przywiózł mój obiad. Siedziałam sobie w salonie. Przeskakiwałam z kanału na kanał, pochłaniając przy tym smakowite danie. Spokój w domu przerwało wejście mojej siostry. Nie była ona sama. Usłyszałam znajomy męski głos, stale starając się skojarzyć do kogo należy. Odwróciłam w stronę drzwi w których pojawili się oni.
-Są rodzice?-zapytała Tama.
Od środka rozrywała mnie złość. Chciałam, żeby to nie było prawdą.
-Co ty tu robisz, frajerze?!-krzyczałam, podnosząc się z kanapy.
-Nie mów tak do mojego chłopaka!-odezwała się moja siostra.
-Twojego chłopaka?-pytałam patrząc raz na nią raz na niego.

***********

Heeej!
Pojawił się kolejne opowiadanie nad którym trochę pracowałam.
Podoba się??  Jeśli tak to zostawcie komentarz ^.^ Kiedyś zostałam zapytana czy czytam komentarze. Tak, czytam i dodam, że nie obrażę się jeśli będziecie mieć do mnie jakieś pytania odnośnie opowiadania w komentarzach. Przeciwnie, chętnie na nie odpowiem. :)
Pozdrawiam ;)