wtorek, 13 października 2015

Świat według Suzan cz.6

Smacznie spałam sobie w łóżku. Ze snu wyrwał mnie krzyk Emily.
-Suzi wstawaj! 
-Cśś...-starałam się ją uciszyć.
-Suzan szybko! Obudź się!-szarpała mnie za rękę.
-Nie drzyj się! Ja śpię!-odwarknęłam.
-Wstawaj, musisz zejść na dół.
-Niee... 
-Choć, zobaczysz co tam się dzieje!-na jej słowa otworzyłam oczy.-Szybko.-dodała moja kuzyneczka.
-Co się stało?-zapytałam zaspanym jeszcze głosem.
-Choć, musisz to zobaczyć!-złapała mnie za rękę i wyciągnęła z łóżka. Zaspana ciągnęłam nieudolnie za sobą nogi. Ledwo otwarte oczy co chwila zamykały się i otwierały tylko po to by nie wpaść na jakąś przeszkodę. Przetarłam oczy i spojrzałam na stół w jadalni. 
-Co tu się dzieje?-spytałam.
-Niespodzianka!-krzyknęła moja rodzinka. Z niedowierzania przetarłam jeszcze raz swoje oczy i otworzyłam je szerzej.
-O co chodzi? To sen? Wracam do łóżka.-powiedziałam ziewając. Całe towarzystwo zaczęło się śmiać.
-Nie, Zuza dzisiaj są twoje urodziny.-powiedziała moja rodzicielka.
-Serio?-zapytałam aby się upewnić.
-Tak! Dzisiaj twoja szesnastka sister!-powiedział rozbawiony moim zachowaniem Dominik. Zaczęłam się śmiać. Przyjęłam życzenia od rodziców, którzy za chwilę mieli wyjeżdżać w delegację. Obiecałam im że prezent rozpakuję dopiero wieczorem, jednak jestem strasznym ciekawusem i nie byłam pewna czy wytrzymam do wieczora. 

* * * 

Ubrałam się w szorty i bokserkę w kolorze khaki. Tak gotowa zeszłam na dół.
-To co dzisiaj robimy?-Zapytałam Emilki, która była w trakcie jedzenia płatków. 
-Jak to co? Trzeba uczcić twoje urodziny.-wciął się do rozmowy Dominik włączający ekspres do kawy.
-Chyba nie mam ochoty na urodzinowe party. Sory, nie chce mi się ogarniać tego wszystkiego.-powiedziałam bez emocji.
-Spokojnie, wszystkim się zająłem....-Emilka odchrząknęła.-To znaczy Emily też mi pomagała. 
-Jesteście nieprzewidywalni.-rzekłam w pełni zaszokowana jego odpowiedzią. 
Dzień mijał szybko. Posprzątałam trochę w domu, Emilia i Dominik zrobili zakupy na imprezę a niedługo później wszystko już było gotowe i czekało na nadejście gości.
-Kogo zaprosiliście?-zapytałam „organizatorów przyjęcia”.
-Twoje kumpele, Remka, Jacka, wpadnie tez parę moich starych znajomych, których już znasz.-powiedział mój braciszek. 
-Remek też będzie?-zapytałam by się upewnić. 
-Tak a co?
-Nie, nic tylko tak pytam.
-Będzie jeszcze Maks i Artur ale nie wiem kogo przyprowadzą.-dodała Emilka.
Maks i Artur to moi kuzyni, są bliźniakami. Dużo osób mówi, że ciężko ich odróżnić, jednak ja nie mam z tym najmniejszego problemu. Każdy jest inny. Mieszkają niedaleko mojej miejscowości. Czasami odwiedzamy się a w okresie letnim i jesiennym robimy ogniska koło oczka wodnego w ich domu. Zmieniali dziewczyny niczym rękawiczki, dlatego nie wiadomo kto zaszczyci nas swoją obecnością. 
-Fajnie.-odpowiedziałam szybko.
Przebrałam się w brzoskwiniową sukienkę na wąskich ramiączkach oraz moje ulubione niskie, granatowe converse. Tak ubrana zeszłam na dół. Goście powoli się już schodzili. 
Z dwóch wielkich kolumn, należących do kolegi mojego brata leciała głośna muzyka. Tańczyłam chyba ze wszystkimi, nawet z Dominikiem, który prosił o taniec ze swoją jedyną siostrzyczką. Było całkiem fajnie, choć na początku byłam nastawiona negatywnie do pomysłu przyjęcia urodzinowego, sama nie wiem czemu... Usłyszałam dźwięk dzwonka, więc szybko pobiegłam do drzwi by sprawdzić kto to mógł być. Myślałam, że wszyscy zaproszeni bawią się w środku. Otworzyłam drzwi i ujrzałam postać, której się nie spodziewałam... Nie tutaj, nie teraz... 

* * * 

To był Sebastian. 
-Witaj piękna. Wpuścisz mnie?-zapytał czarującym jak zawsze głosem. 
-Jasne wejdź.-to jedyne zdanie, które mogłam z siebie wykrztusić.
Sebastian był wysokim, dobrze zbudowanym brunetem. Co prawda Dominik mówił, że zaprosił kilku starych znajomych ale nie wspominał, że Sebastian też jest zaproszony. Jego widok bardzo mnie zadziwił, ponieważ około trzech lat temu byłam w nim zakochana, po uszy. 

* * *

Sebastian-moja druga prawdziwa miłość. To nie było tylko krótkie młodzieńcze zauroczenie... To było coś więcej. Między nami była tak zwana „chemia”. Codziennie spotykaliśmy się w tym samym miejscu-na skrzyżowaniu dróg za moim domem. Zabierał mnie na długie spacery, mieliśmy swoją ulubioną, wydeptaną już ścieżkę lecz co jakiś czas zaskakiwał mnie zmieniając trasę. Nasza ulubiona dróżka na spacery przebiegała przez las obok starej wierzby i jabłoni. Siadaliśmy pod pieniem wielkiego dębu(teraz uznany został za pomnik przyrody)patrzyliśmy na pięknie zachodzące słońce, krajobrazy lub gałęzie, które wyglądały jakby miały zaraz zwalić się nam na głowy. Rozmawialiśmy tam o swoich marzeniach, pierwszych miłościach i codziennych sprawach. Opowiadałam mu o mojej wymarzonej wycieczce do Australii. Zaplanowałam sobie każdy szczegół, nawet trasę zwiedzania tamtejszych okolic...

-Zwiedziłabym te wszystkie miejsca, opalałabym się na plaży... Hmm.. Ciekawe czy opalanie się w Australii różni się od tego w Polsce. Myślisz, że mają tam inne słońce?-opowiadałam podnieconym głosem.
-Myślę, że w układzie słonecznym znajduje się tylko jedno słońce.-odpowiedział unosząc jeden kącik ust ku górze.
-Wiesz o co mi chodzi... Czy tam opala się szybciej, czy słońce grzeje mocniej? -Masz już wszystko zaplanowane, prawda?-zapytał entuzjastycznie.
-Tak, wszystko.-powiedziałam pewnie.
-Chcesz tam sama jechać?-spytał niepewnie.
-Masz mnie, nie myślałam o tym. Dobre pytanie. Nie... Myślę, że mogłabym kogoś ze sobą zabrać... 
-Na przykład, kogo?-zapytał przysuwając się do mnie.
-Na przykład...-patrzyłam mu teraz prosto w jego niebieskie oczy.-Koleżankę...-zmarszczył nos i przechylił głowę w prawą stronę. Zbliżaliśmy nasze twarze, teraz dzieliły nas już tylko milimetry -Albo Chłopaka.-dokończyłam. Nasze usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Przerwał nam mój telefon. To był Dominik. Nie pamiętam już o co zapytał ale była to jakaś bzdura, po rozłączeniu się z bratem wypaliłam.
-A może... zabrałabym brata.
Popatrzył na mnie niedowierzającym wzrokiem a później zaczął gilgotać. Przez śmiech powiedziałam tylko „Może jednak nie zabrałabym brata”. Skończyliśmy bitwę. Wstałam spod drzewa i odchodziłam już w stronę domu. 
-Ej, czemu mnie tak zostawiłaś?-usłyszałam z jego ust co sprawiło tylko że ogarnęła mnie fala śmiechu, która później dopadła jego. Złapał mnie od tyłu w talii i uniósł nad ziemię po czym kręcił się wokół własnej osi. Zatrzymał się i obrócił mnie przodem do siebie. Miałam jeszcze lekkie zawroty głowy lecz po chwili widziałam już wszystko dokładnie. Po raz kolejny spojrzałam w te wielkie, niebieskie jak ocean oczy. Dwa wielkie oceany wbiły swój wzrok w moje oczy. Staliśmy pod jakimś drzewem.
-Chcesz być moją dziewczyną?-zapytał cicho.
-Proponujesz mi chodzenie?-zapytałam niepewnie. Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Chyba tak to się nazywa.-powiedział uśmiechając się szeroko. 
-Chcę być twoją dziewczyną.-powiedziałam krótko. Uniósł mnie a ja oplotłam go w talii nogami. Oparta byłam o drzewo stojące za mną. Całowaliśmy się jak jeszcze nigdy dotąd. Pocałunek przepełniony był miłością. Od tego momentu byliśmy parą a ja mogłam się nazwać najszczęśliwszą dziewczyną w całej Europie. Rozstaliśmy się po roku związku. Pamiętam to dokładnie, jakby zdarzyło się wczoraj. Zadzwonił i...
-Hej kochanie! 
-Cześć Suzan...-powiedział poważnym tonem.
-Coś się stało?-zapytałam zaniepokojona jego głosem.
-Nie. To znaczy tak. Musimy się spotkać.
-Mam się bać?
-Spokojnie... Za pół godziny w naszym miejscu?-To był ostatni raz kiedy użył słowa „nasze miejsce”.
-Będę.
-Dobrze.
Poszłam pod dąb nie wiedząc czego się spodziewać. Rozmowa była krótka i treściwa. 
-Słuchaj, Suzan.-mówił półgłosem.-Nie zasługujesz na mnie.-drgał mu głos.
-O co ci chodzi? 
-Powinnaś znaleźć sobie kogoś lepszego ode mnie.
-Co ty mi wciskasz? Przejdź do sedna sprawy. Dlaczego chciałeś się spotkać?
-Suzi ja się chyba zakochałem...-nastała chwila niezręcznej ciszy.
-Rozumiem. Zrywasz ze mną.-powiedziałam po czym spłynęła po moim policzku jedna słona kropla. Już więcej po nim nie płakałam, tylko ta jedna zabłąkana łza. 

* * *

Sebastian wszedł do środka. 
-Mam coś dla ciebie.-powiedział wyciągając z kieszeni małe pudełeczko.
-Wszystkiego najlepszego!
-Nie trzeba było robić sobie kłopotu...
-To żaden kłopot. Otwórz.-posłuchałam chłopaka i otworzyłam małe pudełeczko.
-Kolczyki, są śliczne, dziękuję.
W pudełeczku znajdowała się para kolczyków. Dwie srebrne, czterolistne koniczynki. Skąd on wiedział... No tak, opowiadałam mu kiedyś że chciałabym dostać czterolistną koniczynkę, która przyniosłaby mi szczęście. 
-Choć, są już wszyscy... Ja zaraz dołączę.
Oddaliłam się do swojego pokoju, by zanieść prezent tam gdzie leżały inne. W drodze do pokoju zderzyłam się z idącym w moim kierunku Remigiuszem. 
-Przepraszam, zagapiłem się.
-To też moja wina.-uśmiechnęłam się nieśmiało i ruszyłam w dalszą drogę.
Zostawiłam prezent na półce od książek po czym wróciłam do gości. Wypiłam dwie lampki szampana. Wniesiono duży tort, na którym widoczne było moje zdjęcie. Był pyszny, truskawkowo-śmietankowy. Taki jak lubię najbardziej. 
Zbliżała się godzina 22. a goście powoli się rozchodzili. Ściszyliśmy muzykę, żeby sąsiedzi nie mieli wątów. Na dworze zrobiło się chłodniej. Nalałam sobie lampkę wina i wyszłam na ogród. Poszłam na moją starą huśtawkę. Usiadłam i w ciszy sączyłam napój. 
-Czemu siedzisz tu sama?-usłyszałam z ciemności.

* * *

Głos należał do Remigiusza. 
-Tak wyszło.-odpowiedziałam patrząc mu w oczy.
-Przecież to twoje urodziny...
-Więc, wypijmy moje zdrówko.-rzekłam unosząc w górę lampkę wina, którą trzymałam w dłoni. Nasze kieliszki lekko się dotknęły o czym świadczył cichy brzdęk szkła. 
-Właśnie uświadomiłem sobie, że nie złożyłem ci życzeń... Chodź.-rzekł do mnie wyciągając dłoń w moją stronę. Nasze dłonie łączył lekki uścisk. Stanęłam naprzeciw niego i wpatrując się w przepełnione radością oczy słuchałam życzeń.
-Życzę ci...-zaczął czarującym głosem, który mnie urzekł.-Zdrówka, zawsze uśmiechniętej twarzy bo masz śliczny uśmiech... Dobrego humoru, szalonych pomysłów i niezapomnianych przygód w te wakacje... Prawdziwych przyjaciół, miłości i spotkania tego jedynego...
-Wiesz to ostatnie... Chyba się już spełniło.
-Tak...?- posmutniał na moją odpowiedź. 
„Carpe diem Zuza!” szepnęła moja podświadomość a ja kolejny raz jej posłuchałam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz